Blog
23-10-2012
8. kolejka Ekstraklasy okiem Czesława Michniewicza
Po zamknięciu okienka transferowego widać, że Nakulma odzyskał radość z gry i to się przekłada na strzelane przez niego bramki. Jeśli Górnikowi uda się utrzymać taka regularność w zdobywaniu punktów to jest to dla mnie cichy faworyt do walki nawet o mistrzostwo. Podobają mi się wypowiedzi sztabu szkoleniowego i samych zawodników, z których bije olbrzymia pokora i skromność i to może ich doprowadzić na sam szczyt ligowej tabeli.
O ALEKSANDRZE KWIEKU
Kwiek to znakomity przykład na to jak przewrotne są nieraz losy piłkarza. Świetnie radził sobie w Wodzisławiu, a po przejściu do Wisły Kraków zaginął i wydawało się, że jego kariera będzie kontynuowana na niższych szczeblach. Tymczasem trener Nawałka zaufał mu i wyciągnął go z Odry po tej nieudanej przygodzie w Wiśle. Początkowo miał oczywiście duże problemy, m.in. z sylwetką piłkarza, która dziś jest już imponująca. Poprawił się również pod względem motorycznym i jest w stanie grać 90 minut przy wysokim tempie. Chłopak potrafi grać w piłkę i jest niezwykle kreatywny na swojej pozycji, bo nie tylko odbiera piłkę rywalom, ale często konstruuje akcje ofensywne – takich zawodników w polskiej lidze jest niewielu. To, że Milik ma sytuacje i że Nakoulma również ma swoje okazje w meczu wynika często z pracy w środku pola właśnie Kwieka. Warto to zauważyć, bo często i zasłużenie mówi się w przypadku Górnika o napastnikach i trenerze, a Kwiek pozostaje ciągle w cieniu, z którego moim zdaniem już niedługo wyjdzie.
O SŁABOŚCI KORONY
Korona nie gra w taki sposób, który dawałby jej mnóstwo sytuacji w meczu. Kielczanie mają lepsze i gorsze momenty i jeśli w tym pierwszym przypadku uda im się zdobyć bramkę, jak choć w spotkaniu z Zagłębiem, to przy odrobinie szczęścia są w stanie to zwycięstwo dowieźć do końca. Jeśli jednak przeciwnik strzeli gola jako pierwszy, to Korona ma duże problemy, żeby losy spotkania odmienić i tak już w tej rundzie niejednokrotnie bywało. Korona jest na dziś zespołem, który częściej będzie oglądał się za siebie niż spoglądał w górę tabeli. 8 rozegranych meczów w tej rundzie pokazało już, że ta drużyna prawdopodobnie nie będzie osiągać takich wyników, jak w poprzednim sezonie. Wiele drużyn nauczyło się już grać przeciwko Koronie i stąd m. in. biorą się ich problemy.
Zawsze mówię, że jeśli „szczęście” lub „brak szczęścia” się powtarza, to nie jest to już „szczęście” lub „brak szczęścia”, tylko efekt jakieś pracy lub jej braku. Lech potrafi wygrywać spotkania z Bełchatowem, Polonią Warszawa i z Zagłębiem w Lubinie, nie będąc rzeczywiście zespołem dużo lepszym przez całe spotkanie. Choć trzeba przyznać, że mają momenty w każdym meczu w których potrafią zdominować przeciwnika i tak też wyglądało pierwsze 30 minut w meczu z Zagłębiem. To wszystko pokazuje jednak siłę tej drużyny – są w stanie strzelić jedną bramkę i żadnej nie stracić a to jest najtrudniejsza sztuka w futbolu. W każdym meczu fortuna trochę im sprzyja, ale „szczęście” w przypadku Lecha polegało w tym spotkaniu na tym, że gdyby piłkarze Kolejorza mieli go więcej, to do przerwy prowadziliby 3:0 i na drugą połowę wychodziliby ze spokojnymi głowami.
O STRZELECKICH PROBLEMACH ZAGŁĘBIA
5 pkt. zdobytych w 8 meczach to bardzo niewiele jak na potencjał i możliwości Zagłębia, ale jeśli w najbliższych meczach Lubin nie zacznie wygrywać to zapowiedzi o walce o czołowe lokaty w lidze trzeba będzie odłożyć na przyszły sezon. W Lubinie muszą przypomnieć sobie jak strzela się bramki, bo teoretycznie w Zagłębiu napastników nie brakuje. W tym zespole nie ma jednak takiego piłkarza jak Michał Chałbiński, który strzelał w Lubinie seriami i każdy sezon kończył z dorobkiem dwucyfrowym. Dziś próżno szukać takiego zawodnika w Zagłębiu i to jest problem trenera Hapala. Tych spotkań bez strzelonego gola lub z jedną bramką jest bardzo dużo i szkoleniowiec doskonale zdaje sobie z tego sprawę, bo już zaczął szukać nowych rozwiązań, czego efektem jest choćby cały mecz na ławce nieskutecznego Sernasa. Przed Zagłębiem wyjazdowy mecz we Wrocławiu, gdzie lubinianom zawsze grało im się bardzo ciężko, więc jeśli tam nie zdobędą choćby punktu, to sytuacja zrobi się bardzo skomplikowana.
Bełchatów grał wiele lepszych spotkań w tym sezonie niż ten sobotni, w którym mieli nóż na gardle. Wiele jednak z tych dobrych meczów zakończyło się ich porażką (Wisła, Lech, Widzew), a tym razem zaprezentowali się niczym wytrawny bokser – mieli sytuacje i je wykorzystali. W końcówce było oczywiście nerwowo, ale mimo wszystko atutów piłkarskich po stronie GKS-u było w tym meczu zdecydowanie więcej i myślę, że to w dużej mierze zadecydowało o zwycięstwie gospodarzy.
W Podbeskidziu widać gołym okiem, że coś jest nie tak. Odsunięcie Łatki od pierwszej drużyny, wcześniej odejście trenerów ze sztabu szkoleniowego... To wszystko sprawiło, że tam zaczęło się szukanie doraźnych winnych, co nigdy nie zwiastuje niczego dobrego i wprowadza tylko zamieszanie w szeregi zespołu. Nie znam dokładnie sytuacji Podbeskidzia i nie chcę mówić kto zawinił. Każdy z piłkarzy wygląda jednak w tym sezonie słabo i to jest najbardziej zastanawiające.
O TRENERZE KASPERCZYKU
Dziś trenera Kasperczyka już w zespole nie ma, ale wielu z tych, którzy dzisiaj się z tego faktu cieszą, w przyszłości doceni jego pracę, bo zrobił tam fantastyczną robotę, wprowadzając Podbeskidzie do Ekstraklasy. Każdy szkoleniowiec ma lepsze i gorsze momenty. Życzyłbym każdemu trenerowi, by miał taki kredyt zaufania jak miał Robert Kasperczyk, który nie wygrał 15. meczów i cały czas pracował w drużynie. Trener zasłużył sobie na taką szansę, ale myślę, że teraz coś się skończyło i pewnie sam Kasperczyk jest mocno zawiedziony, bo po spokojnym utrzymaniu w lidze w poprzednim sezonie spodziewał się jeszcze większego postępu. 3 sezony w polskiej piłce to jednak szmat czasu. Mam dużo szacunku dla niego, za to co zrobił z Podbeskidziem , awansując do Ekstraklasy i w fajnym stylu się w niej utrzymując, wygrywając po drodze m.in. z Legią i Wisłą. Pocieszeniem dla trenera Kasperczyka może być zdanie często powtarzane w zachodnich ligach, że prawdziwym trenerem stajesz się dopiero jak cię trzy razy zwolnią z pracy. Głowa do góry Robert i powodzenia.
Widzew wrócił do korzeni, a więc gry z kontrataku. Z otwartą piłką łodzianie pojechali na mecz z Polonią (1:3) i okazało się, że jeszcze za wcześnie na takie granie. Trener wrócił do ustawienia z wcześniejszych spotkań i to przyniosło efekt. Widzew jest stworzony do gry z kontry, bo ma solidnie ułożoną defensywę i ma szybkich zawodników do kontrataku.
Co do Piasta myślę, że trochę zgubiła ich ta fajna seria zwycięstw i bardzo dobra pierwsza połowa w Poznaniu. Wydawało im się, że trafili na Widzew, który będąc wcześniej niepokonanym został już napoczęty przez rywali i to się po części odbiło na ich grze. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że Piast chyba nie do końca docenił klasę Widzewa, na co mogło mieć również wpływ niedawne zwycięstwo w Pucharze Polski z łodzianami. To wszystko spowodowało samouspokojenie Piasta i srogo się na tym zawiedli.
O WOJCIECHU KĘDZIORZE
Kędziora wrócił do bardzo dobrej formy po bardzo ciężkiej kontuzji głowy z czasów występów w Lubinie. Przechodził chyba nawet wtedy operację i przez bardzo długi czas dochodził do siebie. Dziś wraca na właściwe tory. To jest napastnik, który nie tylko strzela bramki, ale też potrafi wypracować sytuacje kolegom, co jest chyba jego największym atutem. Myślę, że Piast będzie miał z niego jeszcze dużo pożytku, bo każdy obrońca będzie miał z nim problem.
O MARIUSZU RYBICKIM
Z dobrej strony pokazał się w tym meczu 19-letni Rybicki, który wyróżnia się na tle swoich rówieśników, ale, jak zawsze w przypadku młodych zawodników, nie ma co za wcześnie chwalić, bo jeszcze sporo elementów w grze które można i trzeba u tego chłopaka poprawić. Jest to talent, ale nie można powiedzieć, że poradziłby sobie spokojnie w każdym zespole Ekstraklasy. Podoba mi się podejście trenera Mroczkowskiego, że nie ulega presji i wprowadza go do gry bardzo spokojnie. Rybicki nie może bazować tylko na szybkości i musi się codziennie doskonalić, żeby za dwa – trzy lata być w pełni dojrzałym piłkarzem.
W grze Wisły widać powtarzalność, o której mówiliśmy już wcześniej, a więc problem ze strzelaniem bramek. Miał to robić Genkov, miał to robić Sikorski i nikt się z tego nie wywiązuje. Wisła w trzech meczach nie strzeliła bramki, a tylko raz udało jej się zdobyć dwie, na inaugurację z Bełchatowem i to jest duży problem Wisły. Nawet jak Wisła kreuje sytuacje, choć na własnym stadionie powinna ich mieć zdecydowanie więcej, to i tak nie potrafi ich wykorzystać.
Wiele mówi, że Wisła zaczęła nagle grać inaczej i stwarzać sobie okazje – ja nie do końca się z tym zgodzę. Na ocenę pracy trenera Kulawika przyjdzie czas, bo nie można mówić po dwóch tygodniach, że on odmienił zespół. Wisła w dalszym ciągu jest taka sama – tak samo ma problem ze skutecznością jak za czasów Michała Probierza i żaden trener nie zmieni tego w dwa tygodnie. Na to potrzeba zdecydowanie więcej czasu.
Wisła to nie jest klub, który zadowoli się remisem z Jagiellonią czy kimkolwiek innym na własnym stadionie. Włodarze i kibice chcą, by Wisła wygrywała na wyjazdach, a przy Reymonta tym bardziej. Myślę, że po tej rundzie zostaną wyciągnięte jakieś gruntowne wnioski, bo ta zmiana trenera to tylko doraźne łapanie problemu, które nie rozwiązuje głównych kłopotów Wisły.
Pierwsza połowa była wyrównana i nie można powiedzieć, że ten gol przed przerwą dla Lechii wynikał z jakiejś przewagi gospodarzy. Raczej był to efekt umiejętnie wyprowadzonego kontrataku w czym duża zasługa Traore, który zagrał kolejny raz bardzo dobre zawody. To pokazuje też ile jest w stanie dać z siebie piłkarz walczący o swoją przyszłość – ja tak grającego Traore jeszcze nie widziałem.
Było w tym spotkaniu kilka kluczowych momentów – przy stanie 2:0 Lechia nie wykorzystała okazji na podwyższenie prowadzenia i Śląsk strzelił po kontrze kontaktowego gola, rykoszet przy drugim golu i dwie kontuzje zawodników Lechii, kiedy boisko musieli opuścić Ricardinho i Surma. Zachwiana została wtedy równowaga między grą ofensywną, a mądrością w defensywie. Poza tym wejścia młodych zawodników wprowadziły oczywiście sporo ożywienia, ale podyktowany on był głównie takim pozytywnym chaosem, który wdarł się na boisko.
Lechia próbowała zrobić coś jeszcze w końcówce, ale piłkarze z Gdańska, najpierw Machaj, a później po rzucie rożnym Janicki, trafiali w Kelemena. Nie wiem czy wejście Grzegorza Rasiaka na te ostatnie minuty, na dośrodkowania i grę w powietrzu, nie byłoby dobrym posunięciem. Tego się jednak już nie dowiemy.
To zwycięstwo będzie o tyle istotne z punktu widzenia piłkarzy Śląska, że jak przegrywasz już 0:2 i potrafisz wygrać mecz, to ogromnie budujesz pewność siebie na przyszłość. Nawet jak w innym spotkaniu stracisz bramkę lub dwie, to wiesz, że kiedyś w takich okolicznościach wygrałeś mecz. I to jest olbrzymi kapitał, który Śląsk oprócz 3 punktów zdobył w Gdańsku. Dla Lechii niech to będzie dobra lekcja futbolu, że nawet dwubramkowe prowadzenie nie daje jeszcze trzech punktów .
O SEBASTIANIE MILI
To nie był jakiś wielki mecz w jego wykonaniu, ale dwie strzelone bramki pokazują, co jest siłą tego zespołu. Ja nie widzę jakichś radykalnych zmian w grze Śląska po zmianie na stanowisku trenera. Jak nie było Mili na początku sezonu – Śląsk miał problem. Jak pojawił się Mila – Śląsk zdobywa punkty. Tak samo było za Lenczyka i identycznie jest teraz za Levego. Śląsk wygrał ten w dużej mierze dzięki indywidualności swojego kapitana, który w najtrudniejszym momencie strzelając bramkę dał nadzieję swoje drużynie. Czy te bramki przybliżą Sebastiana do podpisania nowego kontraktu w Śląsku? Czas pokaże, bo Śląsk szuka oszczędności, ale czy warto oszczędzać na Mili? W Gdańsku pokazał, że nie warto.
Ruch nie wykorzystał swoich sytuacji. Andrzej Niedzielan nie może jakość się odblokować, choć bardzo mocno pracował dla zespołu. Miał ze dwie-trzy sytuacje, po których mógł zdobyć gola a niekiedy nawet powinien, ale jeśli nie zacznie strzelać, to Ruch będzie miał problem. Piech odzyskiwał swoją sprawność i przede wszystkim regularnie zdobywał bramki, więc dla Ruchu to będzie bardzo duże osłabienie.
W moim odczuciu świetnie wyglądał Marek Zieńczuk, który ewidentnie złapał trochę świeżości i średnim początku sezonu. To był ten prawdziwy Zieńczuk w dobrej formie, który dośrodkowywał, tworzył przewagę i strzelał z dystansu. Forma Ruchu idzie w górę i to widać, choć przegrali w niedzielę z Polonią. Ruch traci mnóstwo bramek w tym sezonie przez błędy środkowych obrońców, co potwierdziło się tylko przy bramce Dwaliszwilego po dalekim wykopie Pawełka. Jest nad czym pracować, bo tak łatwo straconą bramkę po podobnych błędach choćby z Podbeskidziem udało się odrobić, ale w Warszawie Ruch trafił na zdecydowanie silniejszy zespół i świetna seria bez porażki został przerwana.
O ODBLOKOWANIU POLONII
Polonia była chwalona, podobnie zresztą jak Górnik Zabrze nawet gdy nie wygrywali meczów. Ten mecz pokazał kierunek, w jakim Polonia może pójść. Gdyby Czarne Koszule przegrały z Ruchem, to mając w perspektywie mecz wyjazdowy mogłaby stać się ligowym średniakiem, a tymczasem doskoczyła i czub jest bardzo blisko. Powinno to być dodatkową motywacją dla piłkarzy i trenerów, by piąć się w tabeli, bo wszystko jest w tej lidze możliwe włącznie z walka o mistrzostwo dla Polonii. W dalszym ciągu dobrą formę utrzymują czołowe postaci typu Wszołek, Teodorczyk, Dwaliszwili czy Piątek. Poza tym żaden inny trener w Ekstraklasie nie ma takiego wachlarza możliwości w ataku jak Piotr Stokowiec, który wystawił Teodorczyka i Dwaliszwilego, a na ławce miał jeszcze Caniego i Gołębiewskiego. To, plus kolektyw, jest na dziś największym atutem Polonii.
Wygrana na wyjeździe takim stosunkiem bramek to nie przypadek. Początek był z pewnością miłym zaskoczeniem dla kibiców Pogoni, bo gospodarze grali bardzo dobrze. Legia sprawiała jednak wrażenie zespołu, który tylko czeka na pierwszy błąd przeciwnika i go bezlitośnie wykorzystała. Poza tym legioniści strzelili trzy bramki i pokazali kilka naprawdę fajnych akcji, choć oczywiście mieli ułatwione zadanie przez czerwone kartki dla defensorów Pogoni. Było widać dojrzałość i pewność w grze piłkarzy Legii, choć martwić może nieco kibiców Legii , że Kuciakowi zdarzają oprócz świetnych interwencji jak na początku meczu również takie niepewne interwencje. Choć Legia traci mało bramek to w mojej ocenie Kuciak broni dużo mniej pewnie niż w poprzednim sezonie. Może przydałaby się mu silniejsza konkurencja, a może jest to tylko chwilowy spadek koncentracji. On sam wie to najlepiej. Łatwiej rozmawiać trenerowi z zespołem o błędach po zwycięskich meczach i myślę, że przed Kuciakiem może być taka rozmowa.
O DANIJELU LJUBOJI
Ljuboja cały czas straszy rywali – bez względu na to jak gra i biega. Są zastrzeżenia do sposobu poruszania się przez niego po boisku i do zbyt częstej gry z Radoviciem, ale to jest piłkarz prezentujący bardzo dobry poziom i nie dziwię się Jankowi Urbanowi, że stawia na niego nawet wtedy, gdy jest w nieco słabszej dyspozycji, bo on w każdej chwili może strzelić bramkę. Dzisiaj pokazał jak ważny jest dla Legii.
O JAKUBIE KOSECKIM
W Koseckim jest wielki potencjał. Widać, że drużyna go akceptuje i on się za to odwdzięcza, strzelając bramki i notując kolejne asysty. Najdobitniej pokazuje to sytuacja po trzecim golu, gdy Ljuboja pobiegł do Kuby i podniósł go do góry. Danijel lubi zawodników, którzy potrafią grać w piłkę (śmiech). Szkoda, że problemy zdrowotne nie pozwoliły mu zadebiutować w reprezentacji Polski, ale myślę, że Kuba ciągle będzie w orbicie zainteresowań selekcjonera i tym meczem udowodnił, że ostatnie powołanie nie było przypadkowe.
Spisał: Sebastian Kuśpik / Ekstraklasa.net
Cytat Tygodnia
‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"
Podbeskidzie Bielso Biała