czytaj dalej

Trener » Arka Gdynia (2008-2009)

07.2008 – 04.2009 Arka Gdynia (ekstraklasa)
  Stanowisko: trener
  2009: 13. miejsce w lidze

 

Do Arki Gdynia trafiłem po Mistrzostwach Europy w 2008 r. Choć wielokrotnie miałem propozycje pracy w Arce, od zawsze powtarzałem, że nie chcę nigdy pracować „w domu”. Gdynia miała być moją oazą spokoju, gdzie wracam do rodziny po skończonej pracy w innym klubie w Polsce. Tym razem stało się inaczej.  Zadecydowały o tym przede wszystkim względy rodzinne. W Lubinie ponad rok byłem sam – bez żony i dzieci. Uświadomiłem sobie, ile tracą na tym dzieci i ile tracę na tym ja sam. Gdy przyszła propozycja z Arki, miałem swoje wątpliwości, ale ugiąłem się pod namowami syna Mateusza i... teściowej. Nie osiągnąłem w Arce tyle, ile zamierzałem, ale na pewno nie był to czas stracony.

Na pierwszym  spotkaniu z zarządem Arki postawiono przede mną zadanie utrzymania Arki w ekstraklasie. Władze klubu zdawały sobie sprawę, w jakiej sytuacji jest klub i drużyna. Główne przesłanie było takie: na dziś nie ma środków na transfery i trzeba grać tym składem co jest i starać się, aby strata do miejsca gwarantującego utrzymanie w lidze po rundzie jesiennej nie była zbyt duża. Zimą miały się znaleźć środki na wzmocnienia  i to miało nam dać szansę na skuteczna walkę o utrzymanie. Życie napisało inny scenariusz. Do klubu trafiło kilku zawodników z kartami na ręku za których nie trzeba było płacić sumy odstępnego, m.in. Darek Żuraw, Zbyszek Zakrzewski, Anderson da Silva czy już w trakcie sezonu Marcin Pietroń.

Zastałem zespół, który awansował do ekstraklasy z 4. miejsca w II lidze. Przygotowania do sezonu były bardzo utrudnione z uwagi na fakt , iż nie było do końca wiadomo... w której lidze zagra Arka. W związku z tym zamieszaniem start rozgrywek przesunięto o dwa tygodnie. Początek był dla nas bardzo udany. W sześciu meczach zdobyliśmy 13 pkt. (pokonaliśmy m.in. rozpędzonego Lecha 2:1) i szybko rozbujaliśmy nadzieje kibiców. Głośno mówiłem o tym, że to nie jest prawdziwy obraz Arki. Gdy przyszła seria  porażek, wszystko zaczęło wyglądać nie tak, jakbym sobie tego życzył. Po serii porażek złapaliśmy jednak drugi oddech i na koniec rundy zajęliśmy bardzo dobre 7. miejsce z 23 punktami na koncie. Po ostatnim meczu jesiennym z Cracovią na konferencji przestrzegałem przed huraoptymizmem, podając za przykład Jagiellonię i siedzącego obok mnie ówczesnego trenera Cracovii Artura Płatka, który sezon wcześniej zdobył z Jagą na jesień również 23 punkty, a na wiosnę do ostatniego meczu walczyli o utrzymanie (polecam obejrzeć zapis tamtej konferencji prasowej: http://www.arka-tv.pl/arka-cracoviakonferencja-prasowa).

Mieliśmy bardzo dobrą pozycję przed rundą rewanżową, ale patrząc na terminarz wiosny (Jagiellonia i Górnik - wyjazd, Piast - dom, Lech - wyjazd, Legia - dom, ŁKS - wyjazd) te zdobyte 23 punkty niczego nie gwarantowały. Nikt tak naprawdę nie chciał tego słuchać. Arkę czekała gruntowna przebudowa drużyny w przerwie zimowej, ale żeby sprowadzić do drużyny nowych piłkarzy, należało z wieloma zawodnikami, których ja w perspektywie budowy nowej drużyny nie widziałem w swoim składzie, rozwiązać kontrakty lub ich wytransferować. Na rozwiązanie kontraktów nie było pieniędzy, a na transfer zainteresowanych klubów.  W takiej sytuacji planowałem odejść z klubu po zakończeniu rundy jesiennej. Nie odszedłem - znów zdecydował sentyment - i to był błąd.

Wiosnę 2009 roku mieliśmy bardzo trudny układ meczów. Zaczynaliśmy od dwóch meczów wyjazdowych: z Jagiellonią i Górnikiem Zabrze. Zdobyliśmy w tym dwumeczu 1 punkt, przegrywając  gładko w Białymstoku 0:3 i remisując z wzmocnionym w przerwie zimowej Górnikiem 2:2, choć do ostatnich minut prowadziliśmy 2:1. Punktem przełomowym był kolejny mecz z Piastem Gliwice, który niestety przegraliśmy w Gdyni 0:1. Był to o tyle istotny mecz, że pokonując Piasta mielibyśmy już 27 punktów i zespół z Gliwic zostawilibyśmy daleko w tyle. Tak się nie stało.

Następny mecz oznaczał wyjazd do Poznania na mecz z Lechem. Zdobyliśmy tam bardzo cenny punkt po remisie 0:0. Radość trwała jednak krótko. Już w następnej kolejce do Gdyni przyjechała Legia. Przegraliśmy to spotkanie 0:1, tracąc bramkę tuż przed przerwą. W Wielki Czwartek rozgrywaliśmy mecz z rewelacją rundy wiosennej ŁKS-em w Łodzi. Skończyło się gładką porażką 0:3. To był mój ostatni mecz w Arce. Już w jego trakcie podjąłem decyzje o rezygnacji z pracy w Arce. O moje decyzji poinformowałem bezpośrednio zawodników w szatni po meczu w Łodzi. Następnego dnia w Wielki Piątek po rozmowie z zarządem przestałem być trenerem Arki. Mieliśmy wtedy na koniec 25 punktów i zajmowaliśmy 11. miejsce w tabeli. Do zakończenia sezonu pozostało 7 kolejek. Pocieszeniem dla mnie może być fakt, że przez cały okres mojej pracy w Gdyni drużyna Arki nigdy nie była na pozycji spadkowej lub barażowej. Ostatecznie Arka utrzymała się w lidze po dramatycznej końcówce sezonu w ekstraklasie.

Podejmując pracę w Gdyni, zdawałem sobie sprawę, że trudno będzie z Arką wygrać Puchar Polski czy zdobyć czołowe miejsce w lidze. Od początku nastawiliśmy się na walkę w Pucharze Ekstraklasy, gdzie bez porażki dotarliśmy do półfinału. Po moim rozstaniu z Arką drużynę czekały dwa mecze ze Śląskiem o awans do finału. Uznano wtedy, że należy się skupić na utrzymaniu w lidze i nie potraktowano poważnie tych meczów. Szkoda, bo w ten sposób zaprzepaszczono niemal całoroczną pracę zespołu i dużą szansę na zdobycie pucharu. Gdybym pozostał w klubie, to tak łatwo bym tej szansy nie oddał.

Różnie można oceniać moja prace w Arce. Pracowałem w Gdyni tylko 10 miesięcy i uważam, że jako trener nic wielkiego nie wygrałem, ale zdobyłem kolejne cenne doświadczenie i byłem blisko z rodziną, co też miało swoje duże znaczenie. Dziś mam dodatkową satysfakcję, gdy oglądam mecze Arki i patrzę na grę choćby Michała Płotki czy Marcina Budzińskiego. Mając do wyboru na ich pozycję innych, bardziej doświadczonych piłkarzy, postawiłem właśnie na nich – zawodników młodych i bez żadnego doświadczenia. Teraz widać, że się nie pomyliłem.

Liczyłem, że uda mi szybciej pozmieniać rzeczy w klubie, ale w tamtym czasie było pewne przeszkody okazały się nie do przeskoczenia. Obserwując dziś gdyńską Arkę i działania władz klubu, które niemal w całości zrezygnowały z piłkarzy występujących w drużynie za moich czasów, mamy wyraźny obraz tego, że w Arce problemem nie był jedynie trener. Sportowo nic wielkiego z Arką nie osiągnąłem a do pełni szczęścia zabrakło kilku punktów z początku rundy rewanżowej i wtedy byłoby pewne utrzymanie w lidze i finał Pucharu Ligi na wyciągniecie ręki. To zawsze jest jakieś trofeum, których w Arce nigdy za wiele. Tego najbardziej żałuję.

Dzisiaj wiem, że przy decyzji o podejmowaniu pracy trenera nie wolno kierować się sentymentami.

Kilka linków do filmów z Arki z udziałem moim i drużyny:

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria