czytaj dalej

Blog

17-10-2010

Analiza: reprezentacja Polski nie eliminuje błędów

Na prośbę portalu weszlo.com przygotowałem kolejną analizę spotkania reprezentacji Polski. Przytaczam ją poniżej. Jedno zastrzeżenie - analiza ta ma służyć celom szkoleniowym, a nie udowadnianiu, że Michniewicz jest lepszym trenerem od Smudy czy też byłby skuteczniejszy w roli selekcjonera. Chciałbym, abyście odebrali ją właśnie jako próbę merytorycznej polemiki dotyczącej gry drużyny narodowej.

Żeby mówić o reprezentacji Polski, niestety trzeba skoncentrować się na najprostszych elementach piłkarskich – przyjęciu i podaniu (z odpowiednią siłą, w odpowiednim momencie i w odpowiednim kierunku). To elementarz, o którym niestety próbujemy zapomnieć – nikt na ten wstydliwy problem nie zwraca uwagi, chcemy wykonać krok – a nawet skok – do przodu, podczas gdy tak naprawdę jesteśmy na etapie raczkowania. Nie ma sensu analizować potencjalnych wariantów taktycznych, ponieważ żadna taktyka nie zda egzaminu, jeśli piłkarze nie będą STARANNIE wykonywać najbardziej podstawowych czynności. Na filmiku widać tylko niektóre straty, głównie w pierwszej połowie. Ale tak naprawdę takich strat było mnóstwo, przez całe 90 minut, najwięcej zanotował Rafał Murawski. Są to straty niewymuszone, bez ingerencji przeciwnika. Jeśli piłkarze mają aż tak wielkie problemy z podstawami, to trener niewiele może zdziałać. Jednak musi wówczas spróbować te mankamenty trochę ukryć, poszukać naszych atutów gdzie indziej.

Wniosek jest jeden – reprezentacja Polski nie będzie grała pięknie, jak chce Smuda, bo budowanie ataku poprzez długą wymianę podań będzie kończyć się… stratą piłki, a potem gola. Nie jesteśmy w stanie długo utrzymywać się przy piłce nawet wówczas, gdy przeciwnik nie chce jej nam odebrać. Jest w tym wszystkim zbyt dużo niechlujstwa. Dlatego kadra myśląca o jakimś wyniku na Euro 2012 powinna już teraz zastanowić się nad prostszym sposobem grania i szlifować, szlifować, szlifować. Martin Jol twierdzi np. że najwięcej goli pada w ciągu trzech podań od agresywnego odebrania piłki. Od piątego podania zaczyna się gra na utrzymanie piłki, bo dobry przeciwnik zdąży się już odpowiednio ustawić w obronie. Być może jest to myśl, którą Smuda powinien w jakiś sposób przeanalizować. Nasze „klepanie” nie dość, że na niskim jakościowo poziomie, to jeszcze nie prowadzi do żadnych sytuacji podbramkowych. Nie jesteśmy w stanie tymi podaniami wyprowadzić naszego piłkarza na pozycję strzelecką, nie jesteśmy w stanie stworzyć w jakimkolwiek sektorze boiska przewagi liczebnej.

Filmik z meczu USA – Polska jest dość krótki, ale i tak można na nim zaobserwować pewne prawidłowości. Po pierwsze – oddajemy piłkę za darmo. Po drugie – nie robimy nic, żeby ją odebrać. Jeśli nie odzyskamy piłki w pierwsze tempo, po założeniu chaotycznego pressingu (chaotyczny pressing jest znakiem rozpoznawczym tej drużyny, jak na razie), to potem stajemy się bezradni. Drużyna nie potrafi w sposób usystematyzowany odebrać piłki, nie ma planu, jak to zrobić – czy chcemy wpuścić przeciwnika do środka pola, czy docisnąć do linii bocznej. W zasadzie czekamy, aż wreszcie przeciwnik pozbędzie się piłki. A ten pozbywa się w wiadomy sposób – próbując zdobyć gola. Czasami strzeli nad bramką, czasami obok, czasami nie wyjdzie dośrodkowanie. A czasami padnie gol. Dobry przeciwnik, taki jak Amerykanie, strzela nam dwa gole, bardzo dobry trzy, wyśmienity sześć.

Nie mamy więc pomysłu na odebranie piłki, biegamy – jak ja to określam – „bez mapy”. Amerykanie przy bramce na 1:0 wymienili dwanaście podań, aż w końcu strzelili nam gola. Nie zrobiliśmy nic, by któreś z tych dwunastu podań przejąć albo by wymusić niecelne zagranie. W zasadzie też pod względem taktycznym tego gola sprezentowaliśmy. Linia obrona nie ma prawa aż tak skrócić pola gry w momencie, gdy przeciwnik swobodnie rozgrywa piłkę. Są pewne podstawowe reguły, którymi rządzi się piłka. Tak jak nie przechodzi się na czerwonym świetle, tak nie skraca się bez sensu pola gry. Można to robić tylko wówczas, gdy przeciwnik jest tyłem do naszej bramki, pod dużą presją, ma problemy z wyprowadzeniem piłki, i tak dalej. To co my zrobiliśmy jest absolutnie zakazane. Aż głupio o takim abecadle pisać. Zauważmy, że gdyby nasi obrońcy wycofali się o dziesięć czy piętnaście metrów, nie byłoby mowy o golu. Po pierwsze – kontrolowaliby tę sytuację. Gdyby piłka i tak została zagrana za ich plecy, z interwencją zdążyłby Artur Boruc. Tutaj natomiast daliśmy trzydzieści metrów, nad którymi nie mieliśmy żadnej kontroli.

Wróćmy do odbioru piłki… Amerykanie nie mieli problemów z rozgrywaniem piłki pomiędzy naszymi piłkarzami – kolejne kilkanaście podań zakończyło się strzałem w poprzeczkę, w jeszcze innych sytuacjach nasi rywale oddają strzały z groźnych pozycji, mimo że byliśmy w zdecydowanej przewadze liczebnej. Jednak przewagę liczebną trzeba umieć wykorzystać. U nas pomocnicy wzorcowo wracają się do obrony, ale na końcu przypomina to… zjazd do zajezdni. To znaczy stają w odpowiednich miejscach, ale potem następuje brak aktywnej próby odebrania piłki. A przecież wtedy dopiero powinna zaczynać się praca! My chcemy odebrać piłkę w sposób… pasywny. Trochę jakbyśmy chcieli zaszachować przeciwnika. Niestety, powtórzę – piłka zazwyczaj wraca do nas dopiero wtedy, gdy rywal się znudzi i postanowi zakończyć akcję próbą zdobycia bramki. Czy zdobędzie czy nie – nad tym nie mamy żadnej kontroli. Warto w tym momencie zaznaczyć, że nasze bieganie bez konkretnej, zorganizowanej próby odbioru piłki tylko… nas męczy. Bo nie przeciwnika.

Nie rozmawiajmy więc o wydumanej taktyce, choinkach, 4-3-2-1, bo to dopiero dalszy stopień edukacji. Mówmy o rzeczywistych problemach. Niestety, ale pod względem taktycznym reprezentacja coraz bardziej upodabnia się do stylu gry Lecha Poznań, prowadzonego przez Smudę. To wszystko, co opisałem powyżej, widać też było w „Kolejorzu”. Dlatego każdy trener, który skupił się na maksymalnym zneutralizowaniu atutów Lecha w tamtym okresie, był w stanie osiągnąć cel. Wystarczyło np. po odbiorze piłki od razu przenieść grę w boczne sektory, bo te zawsze były puste. Jednocześnie takie granie pomocników sprawiało, że zagranie w obszar między pomocą i obroną kończyło się sytuacjami 1 na 1 między napastnikiem i obrońcą. Kiedy drużyna atakująca ma sytuację 1 na 1 między napastnikiem i obrońcą, to już jest dobrze – to pierwszy krok do zdobycia gola.

To nie jest tak, że piłkę odbiera się tylko poprzez pressing. Zespoły na wysokim poziomie potrafią poprowadzić przeciwnika w ten sposób, w jaki chcą. Tak grali z nami Amerykanie. Poprzez mocne zaakcentowanie przewagi na skrzydłach, poprzez odpowiednie poruszenie się przeciwników, zapraszali nas do środka pola. Pułapka. A tam już wiadomo – tłok, jednoczesny atak, odbiór. My takich elementów w ogóle nie mamy wyćwiczonych. Nawet przeciwnika, który ma piłkę, da się odpowiednio sobie „ustawić”. My natomiast stoimy i czekamy. Umiejętne w wykonaniu Amerykanów sugerowanie nam, że powinniśmy grać środkiem (chociaż pewnie gralibyśmy środkiem nawet bez tych „sugestii”) sprawiło, że według wielu osób byliśmy lepszym zespołem. Bzdura. W każdym momencie meczu to nasz rywal był bliższy zwycięstwa, tylko dobrał sobie taką taktykę, jaka akurat mu pasowała.

Jak natomiast gola chce zdobyć reprezentacja Polski? W meczach z USA i Ekwadorem zdobyła cztery, ale wszystkie padły po prezentach od przeciwników (w meczu z USA pierwsza bramka to dwa indywidualne błędy tego samego obrońcy, druga – nieodpowiedzialna próba założenia „siatki” przez obrońcę USA). Natomiast ataki budujemy pchając się środkiem i skupiając grę na trzydziestu metrach. Przy piłkarzach, którzy popełniają błędy przy prostych podaniach, nie będąc pod presją, to nie ma prawa się udać. Gra środkiem może być skuteczna tylko wówczas, gdy zawodnicy są w stanie grać szybko, na jeden kontakt – to wymaga doskonałej precyzji podań i doskonałego przyjęcia. Nie jesteśmy w stanie tak grać. Nic więc dziwnego, że Amerykanie chętnie nas do tego środka zapraszali.

Skrzydła natomiast nie istnieją. To znaczy oczywiście jest Jakub Błaszczykowski, na którego nieszablonowości opiera się nasza drużyna, ale my jako zespół nie stwarzamy mu odpowiednich „korytarzy”, nie wspomagamy go w tym, by miał jak najlepsze okazje do dośrodkowań. On czasami dostanie piłkę, czasami dobrą, czasami pójdzie na przebój. Ale to ciągle nie jest zorganizowana gra skrzydłami, tylko przypadkowe kopnięcia w kierunku linii bocznej, za którymi nic nie idzie. Zwróćmy uwagę, że z tej gry skrzydłami nie ma prawa nic wyniknąć, ponieważ dośrodkowania – niezależnie kto dośrodkowuje – nie kończą się dobrze. Dlaczego Łukasz Piszczek lepiej wrzuca w Borussii niż w kadrze? Ponieważ jeśli prześledzimy ataki Borussii, to tam zawsze jest zawodnik wbiegający na krótki słupek, zawsze jest wbiegający na długi i zawsze jest wbiegający na jedenasty metr. Łukasz ma przykazane, gdzie dokładnie ma posłać piłkę, jest w tym wszystkim pewien automatyzm, jest powtarzalność. U nas natomiast on musi podnieść głowę, spróbować przewidzieć, gdzie pobiegnie napastnik, napastnik z kolei próbuje przewidzieć, gdzie poda mu partner. To nie może skończyć się dobrze.

Podsumowując – to nie był dobry mecz reprezentacji, ponieważ nie możemy mówić o dobrym meczu, kiedy szwankują absolutnie podstawowe elementy. Dobry był tylko wynik. Ale nie możemy mówić, że wynik rozgrzesza wszystko, bo w końcu mowa o meczu towarzyskim, który ma służyć pewnej nauce. U nas nie widać nauki, nie widać postępu. Rolą trenera jest ograniczenie przypadku na boisku (całkowite jego wyeliminowanie jest oczywiście niemożliwe), a u nas ten przypadek ciągle rządzi. Przypadkiem strzelamy gole, niestety – przypadkiem ich nie tracimy. Nie ma mowy o przypadku przy golu na 1:0 dla USA, jest mowa tylko o naszych błędach. Nie ma mowy o przypadku przy golu na 2:1, jest mowa tylko o naszych błędach (co za kilka dni dokładniej pokażę). Ciągle nasza kadra zdana jest na improwizację, co oczywiście może przynieść sukces w jednym meczu czy dwóch, ale nie na dłuższą metę.

Jak można mówić o postępie, jeśli w meczu z Ukrainą dostajemy gola w 90 minucie po wyrzucie piłki z autu, a w meczu z USA po aucie przeciwnik oddaje strzał z groźnej pozycji? Nie wyciągamy wniosków. Jeśli nie zaczniemy tego robić, będziemy raz wygrywać, raz przegrywać, ale nigdy nie będziemy wiedzieć, dlaczego.

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria