czytaj dalej

Blog

31-08-2008

Kilka sympatycznych spotkań

Jest sympatycznie, jest miło, ale... nie podpalamy się. Razem z Wisłą jesteśmy na czele ligi, ale kto pamięta o tym, kto był na czele rok temu po czterech kolejkach? Nikt. To nie ma najmniejszego znaczenia. Tyle tylko, że pracuje się w przyjemniejszej atmosferze. Dlatego spokojnie będziemy robili to, co sobie założyliśmy – podnosili swój poziom. Dziś dostałem mądrego smsa: „Do sukcesu nie dojedzie się windą, trzeba dojść schodami”. I my idziemy, powoli pokonujemy kolejne stopnie.

Mecz z Lechem był okazją do kilku fajnych spotkań. Bardzo się cieszę, że spotkałem mojego ostatniego kapitana z Zagłębia Lubin, Manuela Arboledę. Tak, kapitana. Właśnie temu chłopakowi dałem opaskę w ostatnim swoim meczu w tamtym klubie, gdy już widziałem, co się dzieje. Oczywiście, niektórzy w zespole śmiali się z niego, patrzyli dziwnie – jak to on kapitanem? Nie dość, że czarny, to jeszcze za dużo nie mówi. A ja się bardzo cieszę, że zdążyłem mu dać tę opaskę, bo to naprawdę fantastyczny, lojalny i oddany chłopak.

Imponowało mi to, jak Manuel pamiętał zawsze o trenerze Smudzie – nie cieszył się, kiedy strzelał gola zespołowi prowadzonemu przez Franka, napisał jego nazwisko na koszulce po zdobyciu mistrzostwa Polski. Napis był bodajże taki: „Jezus, Michniewicz, Smuda – dziękuję”. Maniek popełnił taktyczny błąd, że nie umieścił jeszcze słowa „Pietryszyn”, może wówczas nie byłby tak niszczony po moim odejściu. Naprawdę, skandalem jest to, jak traktowano Arboledę przez ostatnie miesiące. To był sabotaż.

Z drugiej strony – w Zagłębiu cierpiał też Marcin Pietroń, tylko dlatego, że to ja na niego postawiłem. Dobrze, że udało się go ściągnąć do Gdyni, bo to bardzo ciekawy chłopak – nie mamy w Polsce wielu takich dynamicznych, lewonożnych piłkarzy...

Kolejne miłe spotkanie w meczu z Lechem (oczywiście oprócz piłkarzy tego klubu, który kiedyś prowadziłem) – z Frankiem Smudą. Wielu dziennikarzy próbuje wywołać wrażenie, że ja i Franek za sobą nie przepadamy. Jasne jest to, że ani ja, ani on nie szukamy przyjaciół wśród trenerów, bo każdy chce wygrywać. Ale po raz kolejny miło porozmawialiśmy, wypiliśmy herbatkę. Troszkę mi Franka żal, bo w ostatnim czasie zrobiła się taka atmosfera, jakby Lech miał wygrywać każdy mecz, a to przecież niemożliwe. I biedak zestresowany...

Przed meczem „Franz” dostał kwiatka od pani, która chodzi na mecze Arki od 70 lat. Potem nie wiedział, co z nim zrobić, bo trochę głupio by na ławce wyglądał z kwiatkiem, więc poszedł i dał go naszej pani z magazynu, pani Jance:)

Jeśli chodzi o mecz i samą Arkę... My nie będziemy na razie grać takiej piłki jak Lech – mam na myśli styl – bo nie mamy takich wykonawców (ich środek pola to bajka, inni kopią piłkę, oni w nią grają). Staramy się maksymalnie wykorzystać swój potencjał. Bardzo zadowolony jestem z pary Zakrzewski – Wachowicz, czyli z naszej siły rażenia. Imponuje mi, jak pracuje Bartek Karwan. Jeśli widzę, że tak zaawansowani wiekowo piłkarze jak on i Tomek Sokołowski zostają po treningu ćwiczyć dośrodkowania, to jest to budujące. Pochwalić muszę Darka Ulanowskiego, który wykonuje wspaniałą pracę w środku pola – ma 37 lat, a biega do upadłego. Śmieję się, że po takim meczu wyślę go w błota do Ciechocinka. Niech sobie tam poleży:)

W ogóle cały zespół spisuje się naprawdę dobrze – ci chłopcy chcą się uczyć, chcą być lepsi, chcą wygrać każdy mecz. Widziałem, jak skupieni byli przez cały tydzień, gdy robiliśmy analizy gry. Ponadto fantastyczną robotę robi Kristijan Brćko, czyli trener od przygotowania fizycznego.

Na koniec lekko zmienię temat i... nastrój. Na konferencji prasowej po raz n-ty pytano mnie, czy tym meczem chciałem coś komuś udowadnić. Z kolei przed sezonem w telewizji słyszałem, że Michniewicz będzie miał okazję udowodnić, czy jest zdolnym trenerem młodego pokolenia. Chciałem raz jeszcze wszystkim oświadczyć – ja nie muszę niczego nikomu udowadniać. W polskiej piłce zdobyłem wszystko, co było do zdobycia, nie prowadziłem przy tym klubów uznawanych za potęgi. Ja po prostu pracuję i robię swoje. Tylko tyle i aż tyle.

Poza tym – co to znaczy „udowodnić coś”? Moją pracę ocenia się przez pryzmat tego, czy Zakrzewski trafi w słupek, czy obok słupka. Nie ma żadnej fachowej analizy tego, co robię i jak robię. Może tu się narażę niektórym dziennikarzom, ale... oceniają mnie ludzie, którzy nawet nie chodzili na w-f w szkole. Jeśli coś na temat mój i mojego zespołu mówi inny trener – pan Kasperczak, pan Piechniczek – to staram się nad tymi słowami zastanowić. Ale co ma do powiedzenia dziennikarz? Przecież większość z tych dziennikarzy nigdy nie kopnęło piłki, kilku za to... połknęło.

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria