czytaj dalej

Blog

16-09-2010

Skorża, Iwański i odsuwanie...

Czy ktokolwiek w Niemczech krytykował trenera Louisa Van Gaala, gdy ten odsunął od drużyny Lucę Toniego? Toni – w Bayernie 38 goli w 56 meczach Bundesligi, do tego 13 trafień w europejskich pucharach, wielka postać, reprezentant Włoch. Ale nie pasował charakterologicznie – out, nie ma go.

Wskoczył Thomas Mueller i po chwili został królem strzelców mistrzostw świata, a Bayern doszedł do finału Ligi Mistrzów. Miał rację Van Gaal, czy nie? Miał. Za to mu płacili, żeby widział więcej i wiedział więcej od zwykłego kibica czy dziennikarza. Spójrzmy na Barcelonę – Ibrahimović nie wpasował się mentalnie w zespół, do widzenia, już go nie ma. Ile milionów euro na nim stracono? Starczyłoby na budżet całej polskiej ekstraklasy. Takich przykładów jest mnóstwo – czy ktokolwiek we Włoszech podważał decyzje Jose Mourinho, kiedy ten odsunął Balotelliego?

Muszę wziąć w obronę Macieja Skorżę, bo denerwuje mnie, że dziennikarze tak swobodnie rozpisują się, że zrobił błąd, odsuwając trzech piłkarzy od drużyny. A dlaczego miał nie odsunąć? To on dobiera ludzi, z którymi chce pracować. Z Maciejem Iwańskim, Jakubem Wawrzyniakiem i Piotrem Gizą widocznie aktualnie nie chce – to normalne. Gdyby miał w kółko pracować z tymi samymi zawodnikami, to po co w ogóle zmieniać szkoleniowca? Zatrudniono Macieja Skorżę między innymi po to, by zespół poukładał po swojemu. A zespół, to nie tylko boisko, ale też szatnia. Na poznanie charakterów piłkarzy potrzeba czasu. Tak mniej więcej trzy miesiące. Właśnie minęły.

W "Przeglądzie Sportowym" jako ekspert wypowiada się Piotr Włodarczyk i mówi, że odsunięcie Iwańskiego to błąd. Ten sam Włodarczyk, który sam był odsuwany i ten sam, który w Lubinie wraz z niektórymi piłkarzami uwziął się na Manuela Arboledę - tak, że Arboleda – za aprobatą trenera – wylądował na pół roku w rezerwach. Gdzie jest dzisiaj Arboleda, gdzie jest dzisiaj Włodarczyk? Czy to na pewno właściwa osoba, by analizować ruchy Macieja Skorży?

Co może w Polsce trener? Zagranicą jeśli piłkarz nie pasuje szkoleniowcowi, jest odsuwany, daje mu się wielomilionową odprawę i życzy powodzenia w nowym miejscu pracy, problem definitywnie rozwiązany (zobaczmy jak w "białych rękawiczkach" i z klasą Mourinho wypchnął z Realu legendarnego Raula). U nas nie ma na to pieniędzy. Efekt jest taki, że przesuwa się piłkarza do drugiej drużyny, on staje się jeszcze bardziej zawzięty w kopaniu dołków pod szkoleniowcem (z kolegami rozmawia przecież codziennie), w dodatku po dwóch tygodniach przychodzi prezes i pyta: "Czy naprawdę ten zawodnik, który jest w czołówce najlepiej zarabiających, nie nadaje się do gry w lidze? Może go jednak wstawmy. Nie stać nas na utrzymywanie piłkarza, który nie gra…" Trener, przymuszany przez otoczenie, zaczyna się układać z zawodnikiem, albo nie. Jeśli się układa - traci autorytet. Jeśli się nie układa, presja rośnie. „A może z nim w składzie jednak byśmy wygrali?”. Jeden mecz, drugi. W końcu zmiana trenera. Nowy mówi: "U mnie wszyscy mają równe szanse". Zabawa zaczyna się od początku.

W tym momencie warto dodać, że są zawodnicy, którzy celowo, cynicznie wchodzą w otwarty konflikt z trenerem, ponieważ w najbliższym czasie kończy im się kontrakt – i wiedząc, że przy obecnym trenerze nie dojdzie do przedłużenia umowy - stawiają wszystko na jedną kartę i próbują doprowadzić do zmiany na stanowisku. Nowy powie: "U mnie wszyscy mają równe szanse". Radziłbym o tym pamiętać, analizując przyczyny sytuacji kryzysowych.

Są w Polsce szkoleniowcy, którzy układają się z zawodnikami ze strachu o własną przyszłość. Maciek Skorża do takich nie należy, bo zbyt dużo osiągnął. Irytuje mnie, kiedy trenerzy na konferencjach prasowych mówią: "Ta porażka to nie wina piłkarzy, tylko moja". To odwrócenie pojęć. Piłkarz ma obowiązek grać na sto procent możliwości i realizować powierzone mu zadania. Jeśli szkoleniowiec zaczyna na wszelki wypadek mówić, że sam jest winny porażki, to znaczy, że bardzo, bardzo się boi. Ale zawodnicy takich lubią. Bardzo lubią.

Słowo klucz – atmosfera. Piłkarze uwielbiają opowiadać o świetnej atmosferze. A jak ja czytam, że gdzieś jest świetna atmosfera, to wiem, że nie będzie tam wyniku. Bo w klubie potrzebna jest atmosfera, ale pracy. Atmosfera pracy. Ci, którzy opowiadają o atmosferze, zazwyczaj nie osiągają tyle, ile mogli (a najczęściej nic) i dopiero gdy kończą kariery, to rozumieją, że trzeba było w pewnym momencie dokręcić śrubę. W klubie, w którym wszystko właściwie funkcjonuje nie może być "atmosfery" (w polskim, piłkarskim znaczeniu tego słowa), bo trener musi wymagać dyscypliny, trzymania wagi, dbania o siebie 24 godziny na dobę, musi być złym policjantem. Mądrym policjantem, ale złym. U nas, gdy zawodnik jest bez formy, to wszyscy wokół boją się o tym głośno mówić. Trener woli nie. I kto na tym ostatecznie wygrywa? Nikt. Czasami warto ginąć za słuszną sprawę.

Trener nie może robić wszystkiego, by nie wejść w konflikt i chwała Maciejowi Skorży, że nie uciekał przed odpowiedzialnością. Oczywiście, są sytuacje, gdy nie warto ingerować, tylko zaczekać, aż problem sam się rozwiąże (np. dwóch zawodników się pokłóciło, zamiast przy wszystkich kazać im podawać sobie ręce, lepiej zaczekać aż sami się "dotrą"). Jednak wielokrotnie trener musi wkroczyć i stawić czoła problemom. Zwłaszcza, że te problemy muszą być, bo między szkoleniowcem i piłkarzem istnieje naturalny konflikt interesów. Jeden goni do roboty, drugiemu ma się w tyłku palić.

Polscy zawodnicy często tego nie rozumieją, a swoją cegiełkę dodają media, komentatorzy telewizyjni, eksperci. Mamy piątą kolejkę, zaraz się zacznie gadanie: zespół został źle przygotowany. To język, który istnieje tylko w Polsce. W Anglii czy w Niemczech powiedzą: środkowy pomocnik gra słabo, lewy obrońca do wymiany, koncepcja gry nie jest słuszna. U nas – zespół jest źle przygotowany. Zawodnicy uwielbiają te stwierdzenia, bo zgodnie z nim winni są wszyscy, czyli nikt. A w zasadzie tylko trener. Co to znaczy – źle przygotowany? Każdy Kowalski, który przez dwa miesiące będzie trenował po dwa razy dziennie będzie miał siły, by w polskiej lidze grać. Taka jest prawda. Ale u nas funkcjonuje nowomowa. Ci, którzy zawsze byli wolni, mówią: - Brakuje nam dynamiki (a nikt się nie zastanawia, że akurat temu zawodnikowi dynamiki brakuje od urodzenia). Taki, który wiecznie się pierwszy męczy, dorzuca: - Nie mamy siły… Nie masz siły? Trenuj więcej. Trener ma na głowie ważniejsze sprawy niż twoje wieloletnie zaniedbania. Jesteś zawodowym sportowcem, twoim obowiązkiem jest kontrolowanie własnego organizmu. I twoim obowiązkiem jest mieć siły. Powtarzam – relacje trenera z piłkarzem, który nie jest do końca świadomy swojego zadania (co w Polsce jest częste), to wieczny konflikt interesów. Piłkarze wypuszczają do dziennikarzy plotki na temat szkoleniowców. Na przykład – za ciężko pracowaliśmy, zajechał nas, za duże obciążenia w lipcu, jeszcze nie puściło. Czy jak ludzie biegają maraton, to ostatnie dziesięć minut biegną na luzie, podśpiewują pod nosem, czy już jednak z wyczerpania mają gwiazdki przed oczami? Wciąż brakuje zrozumienia, że futbol to zawodowy sport, wymagający poświęceń i przełamywania własnych barier. Piłkarz ma być zmęczony. To część tej profesji. Skończmy z banałami, typu "źle przygotowany", "zajechany". Zawodnikom, co naturalne, włącza się system obronny, nikt nie chce dawać z siebie maksimum. Ale dziwię się, że dziennikarze te teksty tak chętnie podchwytują.

Wróćmy do sytuacji ze Skorżą i Iwańskim… Jeden z moich ostatnich meczów w Zagłębiu, przegraliśmy 1:2 z Groclinem (prowadziliśmy 1:0 po bramce Arboledy i szybko dostaliśmy dwa gole), dziesięć minut przed końcem ściągnąłem Iwańskiego, wcześniej Włodarczyka. Na konferencji prasowej zapytano mnie, czy jestem zadowolony z postawy zawodników. Powiedziałem, że trzech piłkarzy zagrało dobrze, natomiast ośmiu gorzej niż się spodziewałem. Potem Iwański miał pretensje, spakował się i pojechał na "konsultację medyczną" do Poznania. Konsultacja trwała tak długo, aż mnie zwolniono – wtedy wyzdrowiał. I w mediach mówił, że ja winą za porażki obarczam zawodników (żeby była pełna jasność dziś jestem z "Iwanem" w normalnych relacjach, wszystko sobie po czasie wyjaśniliśmy). A kogo mam obarczać? Jeśli piłkarz gra słabo, to trener ma prawo powiedzieć, że gra słabo. Jeśli uważa, że osiągnie lepszy efekt – ma prawo powiedzieć to publicznie. Widzieliście Trapattoniego w Bayernie. Zły trener? Wracam ciągle do tego pytania – co w Polsce może trener? Czy jako szef może traktować swoich podwładnych jak pracowników, czy to jednak prawdziwymi szefami są piłkarze? W naszym kraju można krytykować prezydenta, ale nie można piłkarza, który w dwa miesiące zarabia tyle, ile prezydent przez rok.

Maciej Skorża odsunął Iwańskiego, Wawrzyniaka i Gizę i… na tym koniec, żadnej dyskusji. Tylko u nas media zaczynają stawać po stronie zawodników, ci czują się coraz mocniejsi, czują, jakby chodziło o jakiś kłótnię dwóch równych stron, w której być może oni mają rację (wedle zawodników – na pewno oni). Ale to nie kłótnia, to zwykłe układanie zespołu. Generalnie mogą być trzy powodu odsuwania zawodników:
- sportowy (ktoś źle gra, źle się prowadzi),
- charakterologiczny (wiadomo),
- przyszłościowy (zawodnik się „brzydko” starzeje, pojawia się nowy, perspektywiczny gracz).

I koniec. Maciek Skorża uznał, że trzeba odsuwać, więc odsuwał. Jeśli nie może tego robić, to co może? Co mu wolno? Niech dziennikarze zastanowią, po której stronie się opowiadają. Jak oceniać szkoleniowca, jeśli odbiera mu się podstawowe narzędzia pracy, takie jak swobodny dobór współpracowników i piłkarzy?

Proszę sobie przypomnieć, w jakiej atmosferze odchodziłem z Lubina – robiono ze mnie w mediach wariata. A dlaczego – bo powiedziałem prezesowi, że to jest najlepszy moment, by sprzedać Iwańskiego i Łobodzińskiego, bo teraz znajdziemy na nich kupców za dobre pieniądze. A zespół chciałem budować w innym kierunku. Zamiast Łobodzińskiego widziałem Szymona Pawłowskiego (szkoda, że kontuzje tak męczą tego chłopaka), Iwański też wiedział, że powoli czas jego i „Łobo” mija, bo już w Lubinie pewnego poziomu nie przeskoczą, z Zagłębiem osiągnęli na tamten czas sufit. Jednak gdy rozmowa z prezesem przenikła do samych zawodników, zrobił się problem. Konsekwencje - wiadome. Wtedy w prasie uznano, że Michniewicz to głupek, a rację mają zawodnicy. Dzisiaj zapytam – czy ci sami dziennikarze napisaliby te same teksty, widząc, co przyniosły następne trzy lata? W Arce Gdynia chciałem pozbyć się wielu, wielu zawodników, bo chciałem budować swój zespół, a nie bazować na zastanych w klubie piłkarzach. To nie jest miłe dla trenera, a tym bardziej miłe dla tych zawodników i ich rodzin. Ale takie decyzje są częścią tego zawodu – nie można budować zespołu na piłkarzach, którzy są już "po drugiej stronie rzeki" i udawać, że robi się postęp. Tylko to jest w naszych realiach zawsze ryzyko. Trener musi się zastanowić, czy chce trwać, czy chce pracować. Ja zawsze chciałem pracować. Wtedy nie udało mi się pozbyć tych zawodników z klubu, ale minęło 1,5 roku i już ich w Gdyni nie ma. To pokazuje, że pewne decyzje można było podjąć wcześniej i sprawniej i Arka dziś byłaby w innym miejscu. Dla wielu dziennikarzy były to wtedy dziwne decyzje, a dziś chyba wyszło na moje.

Praca trenera w Polsce to ciągłe zgniłe kompromisy. Mówi się, że nasi szkoleniowcy do niczego się nie nadają. Ale dlaczego – bo łamie się im kręgosłupy. Bo muszą tolerować w drużynie zawodników, których nie chcą z różnych przyczyn. Bo nie mają żadnej możliwości ruchu. Bo przejmują zespoły zbudowane przez poprzedników (a skoro je w ogóle przejęli, to znaczy, że te zespoły wcześniej już nie funkcjonowały) i nie mogą wprowadzać w nich zmian. Bo muszą przymykać oczy. Nie dlatego, że chcą, tylko dlatego, że muszą. Dlaczego w Lubinie nie pracuje Jan Chmura, fizjolog, który był jednym z autorów mistrzostwa Polski zdobytego przez Zagłębie? Bo po moim odejściu z Zagłębia pozbyto się również profesora, który ciągle zwracał uwagę zawodnikom: jednym, że muszą schudnąć, a innym, że musza przychodzić na dodatkowe treningi. W klubie woleli zwolnić prof. Chmurę, niż wejść w konflikt z piłkarzami. Tak wygląda nasza ekstraklasa. Lepiej po serii porażek powiedzieć "Ja wierzę w ten zespół, niczego nie trzeba zmieniać", bo wtedy piłkarze przed kamerami powiedzą "wierzymy w tego trenera, nie trzeba go zmieniać". Jak trener podda w wątpliwość formę jakiegoś piłkarza to piłkarze zakwestionują umiejętności trenera. Najgorzej być tym, który chce coś zmieniać. Postęp wymaga ofiar. Ale u nas najpierw jest chęć postępu, nie ma chęci ciężkiej pracy, a potem ofiara jedna – trener.

Niestety, w naszej lidze instrumenty do pracy dostają jedynie cudzoziemcy – ich metod nikt nie podważa. Gdyby Petrescu odsunął w Legii trzech piłkarzy, nawet przez sekundę nie byłoby dyskusji, czy dobrze robi. A że zrobił to Skorża, zaczyna się podkopywanie jego autorytetu. Maaskant powie, że drużyna ma jeść razem posiłki i dostaje wielkie brawa. Za Jana Urbana Legia też jadła razem posiłki, tylko problem się pojawił, gdy ktoś miał za te posiłki zapłacić. Proza życia. U zagranicznego szkoleniowca budżet na tak banalną rzecz się znajduje, u Polaka – nie. Za drogo.

Akurat Maciek dostał teraz od działaczy wszystko, czego zażądał. Świetnie. Tylko niech dziennikarze pod rękę z odstawionymi piłkarzami nie zaczynają krucjaty przeciwko niemu. Chyba, że im się podoba praca cyklem: latem krytykujemy piłkarzy za porażki z Azerami, jesienią trenerów za konflikty z piłkarzami.

 

Źródło: Weszlo.com.

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria