czytaj dalej

Newsy » Wywiady

02-01-2008

Być trenerem, któremu nie skaczą po głowie

Gdy zdobywasz w cztery lata wszystko, co jest do zdobycia w ligowej piłce, może trochę w głowie zaszumieć. Zimny prysznic na moją głowę może okazać się zbawienny - mówi trener mistrzów Polski Czesław Michniewicz, zwolniony jesienią z Zagłębia Lubin.

Przemysław Iwańczyk: Jaki to był rok dla polskiej ligi?

Czesław Michniewicz: Runda wiosenna, choćby z perspektywy mojej pracy w Lubinie i Oresta Lenczyka w Bełchatowie, była niezwykle ciekawa. Tak emocjonującego finiszu dawno nie widzieliśmy. Proszę sobie przypomnieć: trzy kolejki przed końcem faworyci do tytułu przegrali swoje mecze, nic nie było jasne do ostatniej serii. Patrząc przez pryzmat Lubina, jesień była dla mnie zawodem, ale powrót Legii i Wisły na właściwe tory to dla niektórych powrót do normalności. Rok 2007 wykreował też kilku piłkarzy, którzy w lidze grali coraz lepiej.

Liga pomogła reprezentacji w historycznym awansie do mistrzostw Europy?

- Owszem, Leo Beenhakker docenia graczy z polskiej ligi, daje im sygnał, że mogą wskoczyć do kadry, ale w najważniejszych meczach tak naprawdę grali piłkarze występujący za granicą. Boruc, Żewłakow, Błaszczykowski, Krzynówek, Smolarek - ci ludzie dali nam awans. W powołaniach ligowców było dużo PR-u, tak jak w przypadku Tomasza Zahorskiego z Górnika Zabrze, ale dzięki temu tworzy się grupa przyszłych reprezentantów.

W awansie pomógł Radosław Matusiak. W polskiej lidze błyszczał, we Włoszech i Holandii jego gwiazda zgasła. To upadek roku?

- A ja chciałbym być na miejscu Matusiaka i pojechać do Palermo. Sam wyjazd to dla niego wielkie doświadczenie. To nie jest upadek, bo przed wyjazdem Radek miał w Bełchatowie tylko jedną dobrą rundę, a wymagania we Włoszech są o wiele wyższe, są o wiele lepsi piłkarze.

Tak już jest w Polsce, że upada najczęściej piłkarz, który rozbudzi duże nadzieje. Najpierw gra z dużym szczęściem, wszystko mu się udaje, tak jak ostatnio Zieńczukowi. Wyobraźmy sobie, że wiosną pomocnik Wisły nie będzie zdobywał tylu goli i wtedy na pewno niektórzy uznają go za rozczarowanie.

Trener mistrza Polski odchodzi już w połowie rundy - dziennikarze jednej z gazet pana losy uznali za upadek roku.

- Powiem z przekąsem, że zawsze chciałbym być typowany do tej kategorii w roku, kiedy zdobywałem mistrzostwo Polski i Superpuchar. Bez znaczących transferów nie zakwalifikowałem się do Ligi Mistrzów, dlatego ta ocena jest krzywdząca. Jeśli ktoś popełni jeden głupi błąd, nie znaczy, że jest głupi. A moja największa pomyłka to odebranie telefonu od Stanisława Terleckiego, który wpakował mnie na minę z rzekomą propozycją od LA Galaxy. Życie uczy pokory, a piłka i zawód trenera robi to sto razy szybciej. Gdy zdobywasz w cztery lata wszystko, co jest do zdobycia w ligowej piłce, może trochę w głowie zaszumieć. Porażka i chwilowe niepowodzenie wzbogaca i taki zimny prysznic na moją głowę może okazać się zbawienny.

Nie jest pan rozczarowany? Był pan na świeczniku, teraz pozostaje bez pracy.

- Sam dążę do tego, by wokół mnie było cicho i choćby na ten wywiad zgodziłem się z dużymi oporami. Za dotychczasową otwartość, czas, który poświęcałem dziennikarzom, zapłaciłem srogą cenę. Fabio Capello powiedział: w światku piłkarskim jest tylu niekompetentnych ludzi, że gdybym chciał się nimi zająć, nie miałbym czasu na pracę. Dużo w tym prawdy. Wiem, jak smakuje sława, wiem, jak smakuje sukces, wiem również, jak smakuje porażka. W tym roku nie czuję się człowiekiem przegranym. W Polsce Carlo Ancelottii po przegranym finale Ligi Mistrzów z Liverpoolem zostałby wyklęty. W Milanie dostał szansę, by niedługo potem sięgnąć po ten tytuł.

Ostatnio wciągnęła mnie Bundesliga, jeżdżę na jej mecze, kiedy tylko mogę. Kiedy w Bayernie Kahn opuszcza klubową kolację i jeszcze krzyczy na Ribbery'ego, płaci karę 50 tys. euro i zostaje odsunięty od składu. Kiedy Krstajić z Schalke przed meczem Ligi Mistrzów idzie w tango, trener odstawia go od zespołu. Kiedy Lehmann zaczyna źle mówić o swoim trenerze w Arsenalu, to największe niemieckie autorytety każą mu zmienić klub na słabszy, bo widocznie do tego się nie nadaje. Trener Thomas Schaff z Werderu zdejmuje z boiska w 30. minucie meczu dwóch piłkarzy, w tym Tima Borowskiego, reprezentanta Niemiec, bo nie realizują taktyki. W Polsce wszystko stoi na głowie. Mówiliby, że trenerzy Bayernu, Schalke i Werderu zwariowali, Lehmann na pewno ma rację, a Kahna nie wolno tak traktować. Pracując w Lechu, zdjąłem z boiska przed przerwą Tomka Iwana i przyjął to z dużą pokorą, choć nie było to dla niego miłe. Zachowywał się jak prawdziwy profesjonalista dlatego, że był przez dziesięć lat na Zachodzie. Gdy w Lubinie zmieniłem Iwańskiego w końcówce meczu, zrobiła się afera. Kiedy w Lubinie posadziłem Łobodzińskiego na ławce, wszyscy zrobili z tego problem, a Wojtek był w słabszej formie, o czym i ja i on doskonale wiedzieliśmy. W Polsce, kiedy zawodnik jest w słabszej formie, szuka jej wszędzie tylko nie na boisku. Najczęściej u działaczy, dziennikarzy czy kibiców.

Tak bardzo boli pana to, co wydarzyło się w Zagłębiu? Ciągle pan do tego wraca.

- Podaję tylko przykłady, jak jest na świecie, w którym panują normalne zasady. Kilka lat temu Raul Lozano przed mistrzostwami Europy odstawił za alkohol trzech najlepszych siatkarzy. Podniósł się wtedy krzyk polskich trenerów: dać im szansę, przebaczyć i zabrać na turniej. Lozano pokazał, co jest standardem i na tym wygrał, bo później zdobył wicemistrzostwo świata. Pokazał, że on tu rządzi i nikogo nie będzie w takich sprawach słuchał. Gdyby tak postąpił jakiś polski trener i coś by nie wyszło, byłby w środowisku skończony. Ja też chcę być trenerem, któremu zawodnicy nie będą skakać po głowie. Skoro już o Lozano mowa, teraz nie wyszły mu mistrzostwa Europy, jego drużyna zajęła 11. miejsce. Ciekawe, czy jego też ktoś uzna za upadek roku?

Kto pana zdaniem zanotował największy wzlot w lidze?

- Garguła. Miał naprawdę dobrą wiosnę i to grając na zastrzykach przeciwbólowych. Jesień nie była może najlepsza, ale też nie był w pełni sił. Podoba mi się również Boguski, najpierw w Bełchatowie, teraz w Wiśle. Kto jeszcze? Arboleda, Stasiak, Reiss, ale ten miał lepszą wiosnę niż jesień.

Jedenastki nie da się z tego ustawić?

- Trudno będzie. Bramkarze Vaclavik, Dolha i Pawełek. Dalej Grzegorz Bronowicki, Choto, Cleber, Arboleda, w pomocy Zając, Garguła, Sobolewski, Zieńczuk, może Iwański i Roger. Z napastników Reiss, Sikora. Na uwagę zasługuje również Lato z Groclinu. Kiedy pracowałem w Lubinie, chciałem go nawet ściągnąć.

Beenhakker, z którym pan współpracował, żalił się, że niektórym zawodnikom trzeba na treningach tłumaczyć piłkarskie abecadło.

- Nie wiem, co miał na myśli. Pewnie technikę, bo on zwraca na to wielką uwagę. Ale obserwowałem jego pracę i zajęcia były podobne do tego, co robiliśmy w Lechu czy Zagłębiu. Futbol w skrócie polega na szybkości myślenia, szybkości reakcji i szybkości działania. Z moimi kadrowiczami Beenhakker nie miał problemów. Czy Łobodziński, czy Iwański, kiedy wracali z kadry mówili, że pracowali podobnie jak w klubie. Istotna różnica to osobowość i doświadczenie trenera. Zajęcia kadry były bardzo intensywne i widać było ogromne zaangażowanie, spowodowane rywalizacją o miejsce w składzie. Jednym z wielu problemów polskiej ligi jest brak prawdziwej rywalizacji w klubie, przez co wielu piłkarzy przestaje się rozwijać. A gdy udaje im się wyjechać na Zachód, dochodzi do bolesnego zderzenia z rywalizacją o miejsce w kadrze meczowej i jest to dla większości początek końca. Już dziś z dużą dokładnością można podać składy polskich drużyn na pierwszy mecz wiosenny. Beenhakker dobierał do składu najlepszych, nie patrząc na zasługi i na ławce lub trybunach lądowali m.in.: Smolarek, Żurawski, Błaszczykowski czy Boruc, a ich miejsca zajmowali Kowalewski, Garguła, Murawski czy Łobodziński. W Polsce, niestety, trenerzy bojąc się konfliktu ze starszymi zawodnikami, wstawiają ich do składu kosztem młodego zdolnego piłkarza. Jest to droga donikąd i początek końca trenera. Pod tym względem imponuje mi Orest Lenczyk, który nikogo i niczego się nie boi.

Który trener ligowy zrobił na panu w mijającym roku największe wrażenie.

- Żaden, bo wszystkich znam. Może poza Jankiem Urbanem, którego każdy ruch to wielki plus. Jako piłkarza go podziwiałem, teraz uważam go za faceta z klasą. Kibicuję mu, dobrze, że tacy ludzie wracają z Zachodu. Swoją drogą to ciekawe, że gdyby trener z Polski pracował tymi samymi metodami co Janek - np. kupił system do obserwacji meczów AMISCO, gdzie jedna analiza meczu kosztuje ok. 10 tys. euro - mówiliby, że zwariował. Tak samo było z Petrescu. Kiedy jechał z Wisłą na mecz do Poznania, zażądał noclegu w połowie drogi, bo uznał, że taka podróż jest niewygodna i mecząca dla piłkarzy. A my w Lubinie, grając o mistrzostwo Polski, na trzy kolejki przed końcem ligi musieliśmy 12 godzin podróżować autokarem do Łęcznej.

A Maciej Skorża?

- Znamy się doskonale, razem pracowaliśmy w Amice, wiedziałem, że to bardzo dobry trener, który ma poukładane w głowie. Przypomina mi się przy tej okazji jeden z plebiscytów na trenera roku, w którym Maciek również był wyróżniony. Wygrał go Paweł Janas, który awansował na mundial. Pół roku później został tak zaszczuty, że przez długi czas bał się wychodzić z domu. To niełatwy zawód, trzeba uważać.

Rok 2007 w polskiej lidze to rok pod znakiem korupcji.

- Dziwna sprawa z tą korupcją. Rok temu karano Arkę i Łęczną przy powszechnym aplauzie. Teraz, kiedy w korupcję zamieszane są kolejne kluby, zaczyna się mówić o abolicji. Ważne jest, by nie trwało to w nieskończoność. By jasne było, kto spada, kto awansuje.

Jest jakiś uczciwy klub w polskiej lidze?

- Nie wiem. Wisła czy Legia była na tyle mocna przez ostatnie lata, że nie musiała kupować meczów, ale z pewnością uczciwych klubów było dużo więcej.

A Zagłębie?

- Co bym nie powiedział, zostanie to odczytane na kilka sposobów. Proszę zapytać prezesa Roberta Pietryszyna, on wiele ostatnio mówi na temat korupcji.

Ostatnio "Gazeta" ujawniła billingi "Fryzjera" [domniemanego szefa mafii piłkarskiej]. Niektórzy sędziowie rozmawiali z nim po kilkaset razy. A pan?

- Dzwonił czasem do mnie, gratulował wygranych. Siedem lat byłem w Amice jako piłkarz, a później trener i poznałem wszystkich pracujących tam ludzi. We Wronkach poznałem również wielu aktorów, dziennikarzy i polityków, którzy podróżowali z nami na wyjazdowe mecze Pucharu UEFA.

Jaki będzie kolejny rok dla polskiej piłki?

- Może być kapitalny, jeśli na Euro wyjdziemy z grupy. Jeśli przegramy te mistrzostwa, szybko znajdzie się winnych i cudów nie będzie. W piłce ligowej liczę na to, że właściciel Wisły znów zamarzy o Lidze Mistrzów, ściągnie kilku wartościowych piłkarzy i sięgnie po niezrealizowany dotąd cel.

Kto wygra ekstraklasę?

- Wisła, Legia, Lech. Takie widzę podium, a Puchar Polski dla Zagłębia.


Źródło: Gazeta Wyborcza

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria