czytaj dalej

Newsy » Wywiady

14-05-2012

Michniewicz dla Ekstraklasa.net: Za łatwo byłoby tłumaczyć wszystko decyzją prezesa

 

Czesław Michniewicz rozstał się z Polonią Warszawa w pokoju
 
Czesław Michniewicz rozstał się z Polonią Warszawa w pokoju
fot. Sylwester Wojtas (Ekstraklasa.net)

Spodziewał się Pan tego zwolnienia? Zwłaszcza biorąc pod uwagę słowa prezesa Wojciechowskiego, który stwierdził po meczu z Ruchem, że wycofuje się z piłki.
Moja umowa z prezesem Wojciechowskim była taka, że siadamy po ostatnim, siódmym meczu i rozmawiamy co dalej. Powiedział mi, że planuje wycofać się z piłki niezależnie od tego, jak skończy się sezon i tak też się stało, a upublicznił tę informację, jak wiadomo, po meczu z Ruchem. Wiedziałem o zamiarach prezesa, ale mimo to staraliśmy się zająć jak najwyższe miejsce w lidze. Nie było z mojej strony zaskoczenia, bo taka była umowa z prezesem, że siadamy i rozmawiamy, a on w tym czasie miał też podjąć decyzję o ewentualnej sprzedaży klubu.

Czyli Pan od razu wiedział, że prezes Wojciechowski planuje wycofać się z piłki i finansowania Polonii?
Tak.

Bilans, jaki osiągnęła Polonia w okresie, gdy Pan ją trenował, nie zachwyca. Gdzie Pan upatruje źródeł tych niepowodzeń?
To pokazuje pewną prawidłowość: wszedł Michał Probierz do Wisły, przyszedł Tomek Kafarski do Cracovii... Są momenty takie, że jak się trafi na dołek zespołu, to ciężko w krótkim czasie go z tego dołka wyciągnąć. Wygraliśmy pierwszy mecz ze Śląskiem, a później zaczęły się problemy. Przede wszystkim w czterech meczach nie strzeliliśmy bramki. Brakowało zawodnika, który miałby jakąś serię w strzelaniu goli i trzy kluczowe mecze przegraliśmy po 0:1 – w Zabrzu, z Ruchem i w Poznaniu z Lechem. Do tego doszła później jeszcze deklaracja prezesa i to wszystko spowodowało, że morale zespołu znacznie spadło. Do spotkania z Lechem wyglądało to całkiem przyzwoicie. Ten mecz w Poznaniu, gdzie zagraliśmy dobre 90 minut, mógł być przełomowy – gdybyśmy tam wygrali, to jeszcze byłaby szansa, żebyśmy powalczyli o puchary.

Pan mówił przed meczem ze Śląskiem, że nie ma czasu na jakieś zabiegi taktyczne, że trzeba dotrzeć do zawodników, bo problem siedzi w głowach. W meczu ze Śląskiem wypaliło to bardzo dobrze, ale co stało się później?
Myślę, że i w Zabrzu i z Ruchem mieliśmy swoje sytuacje. W Zabrzu to my, pomimo tego, że Górnik zagrał dobre spotkanie, mieliśmy kluczowe sytuacje. Przy 0:0 okazję miał Cani, później mógł on doprowadzić do remisu, sytuację na 1:1 miał też Teodorczyk, trafiliśmy w słupek. Tych sytuacji nie brakowało. Naszym problemem była skuteczność, bo we wspomnianych meczach traciliśmy raptem po jednej bramce, aż w końcu przyszło spotkanie z Zagłębiem... To był szczególny mecz. Czerwona kartka dla bramkarza, stracona pierwsza bramka, przy której Przyrowski powinien się lepiej zachować... Splot nieszczęść, ale to już było po meczu z Lechem, kiedy nastroje były dużo, dużo słabsze.

Spodziewałem się, że uda nam się więcej meczów wygrać po tym, jak trenowaliśmy, jak pracowaliśmy, jak zagraliśmy ze Śląskiem, ale rzeczywistość okazała się dla nas brutalna. Brakowało przede wszystkim takiego meczu, gdzie nawet nie będąc zespołem zdecydowanie lepszym, udałoby nam się zdobyć punkty. Takiego spotkania nie było, bo w meczach, które wygraliśmy, mieliśmy mnóstwo swoich sytuacji i kilka z nich wykorzystaliśmy, a w tych, w których byliśmy dla rywali równorzędnym partnerem, jak choćby z Lechem, brakowało tej zimnej krwi pod bramką rywala, co miało później przełożenie na wynik.

Mówi Pan, że mecz z Lechem miał duży wpływ na ostatnie wyniki. Cztery ostatnie spotkania bez zwycięstwa były też efektem decyzji prezesa Wojciechowskiego o wycofaniu się z klubu?
Dla mnie nie było to zaskoczeniem, bo tak jak Panu powiedziałem, znałem już wcześniej plany prezesa. Oczywiście jakiś bardzo dobry wynik mógł spowodować, że prezes by się jeszcze zastanowił, ale nie daliśmy mu powodów do tego. Za łatwo byłoby jednak łączyć i tłumaczyć wszystko decyzją prezesa. Zespół, który chce o coś grać, musi umieć strzelać bramki, a to był nasz problem. Drugim było to, że nie potrafiliśmy zagrać na dużym tempie dwóch spotkań pod rząd. Ze Śląskiem było bardzo dobre tempo rozgrywania akcji, ale już cztery dni później w Zabrzu wyglądało to dużo gorzej. Podobnie było z Cracovią, a za cztery dni był mecz z Ruchem i znów klapa. Dłużej się regenerowaliśmy i to było widoczne. Nie stać nas było na takie granie, jakiego bym sobie życzył. Takie, jak w meczu ze Śląskiem.

Decyzja prezesa musiała mieć jednak wpływ na szatnię, bo w głowach piłkarzy z pewnością siedziało, że Pan Wojciechowski się wycofa i nie wiadomo, co dalej z nimi po sezonie będzie.
Wie Pan, wzór na wynik jest taki: umiejętności minus wszystkie rzeczy nie związane bezpośrednio z piłką. Jak ktoś potrafi się odciąć od spraw typu właśnie wycofanie prezesa, to umiejętności, jeśli są odpowiednio wysokie, wystarczą do wygrywania. Jeśli natomiast ma się umiejętności, ale głowę zaprząta się czymś innym... Ja się nie dziwię, że piłkarze o tym myśleli. To się dało wyczuć. Zwłaszcza po meczu w Poznaniu, gdzie szanse na puchary zdecydowanie zmalały. Później mecz z Zagłębiem był zdecydowanie słabszy. Podobnie ten w Bielsku-Białej, gdzie i tak powinniśmy zdecydowanie wygrać, bo mieliśmy swoje sytuacje z rzutem karnym na czele. Miało to na pewno istotny wpływ, ale jak mówię, znałem tę decyzję wcześniej i inaczej do tego podchodziłem. Zawodnicy jednak z pewnością gdzieś w głowach to mieli.

Jak przyjął Pan decyzję o tym, że po sezonie piłkarze będą pod okiem trenera Bako biegać za słabe wyniki?
To co się stało po sezonie, było już jakby poza mną, ponieważ ja spotkałem się z prezesem we wtorek, a w niedzielę graliśmy ostatni mecz. Porozmawialiśmy spokojnie, przeanalizowaliśmy sytuację, a następnego dnia jechałem już do domu. Decyzję podjął prezes i ja nie chciałbym tego komentować. To była jego decyzja, a mnie już wtedy w klubie nie było. Rozstaliśmy się po dżentelmeńsku i nie chcę tutaj żadnych spraw wyciągać.

Jest Pan chyba pierwszym trenerem, który w pokojowych nastrojach rozstał się z klubem. Dla Pana jest to chyba tym ważniejsze, że w Jagiellonii nie potraktowano Pana najlepiej.
W Jagiellonii była inna sytuacja i już nie chciałbym do tego wracać. Byłem fair wobec prezesa i on był fair wobec mnie. Od początku znaliśmy położenie Polonii, prezes znał problemy klubu, ja również. Docenił mój wkład i pracę jaką wykonałem przez ten miesiąc chociaż efekty nie były takie, jakich byśmy sobie życzyli. Widział, że nie czekaliśmy od meczu do meczu, tylko ciężko pracowaliśmy, ale ten okres był bardzo krótki. Za krótki, byśmy grali tak, jakbym tego chciał. „Paliwa” wystarczyło na mecz ze Śląskiem, w którym oddaliśmy 19 strzałów! W żadnym z kolejnych spotkań nie zbliżyliśmy się nawet do tego wyniku.

Nie było więc pomysłu, by został Pan i przygotowywał mimo wszystko drużynę do nowego sezonu?
Nie. Prezes powiedział mi na spotkaniu jeszcze raz, że wycofuje się z finansowania drużyny, że będzie chciał sprzedać klub, że będzie szukał chętnych na poszczególnych piłkarzy. A jeśli zajdzie taka sytuacja, że będzie musiał zgłosić klub do rozgrywek, bo nie uda mu się go sprzedać lub nie sprzeda większej liczby piłkarzy, to wtedy zastanowi się nad tym fantem. Nie chciał mnie trzymać w niepewności, jednak rozstaliśmy się w takiej atmosferze, że jeśli byłaby taka potrzeba, żeby jeszcze raz spróbować zbudować Polonię, to chętnie bym się tego podjął i w takim tonie rozmawialiśmy z prezesem.

Czyli jeśli prezes Wojciechowski zadzwoni, że potrzebuje trenera, to będzie Pan gotowy?
Tak, bo w taki sposób się rozstawaliśmy. W pierwszej kolejności prezes chce sprzedać klub i to jest wariant pierwszy. Drugi jest taki, że sprzedaje zawodników, a trzeci, że musi grać jakimś zespołem i powiedział, że jeśli będzie taka potrzeba, to być może się ze mną skontaktuje.

No to teraz nieco z innej beczki. Co jest w trenerze Michniewiczu, że piłkarze T-mobile Ekstraklasy w sondzie, którą przeprowadził Canal +, stwierdzili, że najbardziej nie chcieliby pracować właśnie z Panem?
Plus dla mnie, że jestem wymagającym trenerem i każdy, kto ze mną pracuje wie, że łatwo ze mną nie będzie. Potrafię odróżnić dobrą pracę od złej i widzę zaangażowanie zawodników. Podobnie Orest Lenczyk i Adam Nawałka, w gronie których znalazłem się w wynikach tej sondy. Zawodnicy lubią raczej pracować z trenerami mniej wymagającymi, ale po zakończeniu kariery doceniają zawsze tych, pod okiem których się rozwinęli lub coś wygrali. Dla mnie nie jest ważne, żeby się z zawodnikami zaprzyjaźnić, tylko by stawali się lepszymi piłkarzami od dnia mojego przyjścia.

„Porażka jest gorsza od śmierci, bo trzeba się po niej obudzić”. To Pana słowa.
Tak jest.

Biorąc więc pod uwagę fakt, że w tym sezonie ma Pan za sobą nieudane przygody z Jagiellonią i Polonią, może te słowa odnieść do Pana? Będzie Pan się jakoś próbował obudzić po tych porażkach?
Nie (śmiech). Mój problem polega na tym, że pracowałem w obu klubach bardzo krótko. Z Jagiellonią i Polonią nie przepracowałem żadnego okresu przygotowawczego i to był przede wszystkim problem dla mnie. W przypadku Jagiellonii uważam, że zrobiłem tam dobrą pracę.

Odbudowałem zespół, który przegrał z Irtyszem Pawłodar, który tydzień przed ligą uległ 0:4 Ruchowi Chorzów i był kompletnie rozbity. Ciężko mi się pracowało, bo wielu zawodników wyjeżdżało na mecze reprezentacji i bardzo liczyłem na ten okres zimowy, że uda mi się poukładać Jagiellonię po swojemu. Zdobyłem z nią 22 punkty, a Tomek Hajto teraz bodaj 17, także nie ma dużego skoku, co tylko pokazuje potencjał tego zespołu, który nie był taki, żeby walczyć o czołowe miejsca w lidze.

Jeśli chodzi o Polonię - była to wielka gonitwa, 7 meczów do końca, dwa spotkania w tygodniu. Ciężko było się w tym pozbierać, ale wierzę, że tam, gdzie popracuję dłużej i przepracuję dwa okresy przygotowawcze, letni i zimowy, będzie widać efekty mojej pracy. Wykładnikiem jej w ostatnim czasie jest Widzew, gdzie graliśmy rok temu wiosną bardzo dobrze, ale tylko dlatego, że miał czas ułożyć zespół po swojemu.

Czyli można powiedzieć, że gdzieś po cichu zazdrości Pan trenerowi Probierzowi, że dostał szansę zbudowania zespołu na przyszły sezon?
Tak. Zazdroszczę każdemu trenerowi, który ma pewność, że będzie pracował od lipca, bo jest mnóstwo czasu. Zrobiłem dla prezesa Wojciechowskiego plan, który zakładał 3 tygodnie przerwy, a później powrót do treningów. Jest bardzo dużo czasu, ja zaplanowałem 9 tygodni na przygotowania. To jest najfajniejszy okres w pracy trenera, bo może dużo rzeczy zrobić po swojemu, bez presji czasu, bez presji wyniku, a efekty mogą przyjść szybko. W takiej sytuacji jest właśnie Michał Probierz, który poznał zespół i będzie mógł go budować latem. Ja również wiem dużo o swoich zawodnikach, ale takiej szansy niestety nie dostałem i pewnie znowu będę obejmował drużynę, która już będzie w trakcie rozgrywek. Przyjdę, gdzie szybko trzeba będzie gasić pożar, a czasu będzie mało.

Powiedział Pan, że wie dużo o zawodnikach Polonii. Jak by ich Pan w takim razie scharakteryzował, bo moim zdaniem nie była to w tym roku drużyną na mistrzostwo Polski.
Przegraliśmy z Ruchem i Górnikiem, i powiedziałem to oczywiście zawodnikom, bo tam było widać drużynę. U nas było wielu bardzo dobrych piłkarzy, ale nie zawsze tworzyli oni zespół. Żeby powstał ten zespół, to szatnia musi czasami wspólnie zapłakać po porażce, a nie tylko cieszyć po zwycięstwach, bo drużyna buduje się po porażkach, a takowych w przypadku Polonii było kilka i były to dobre podwaliny pod to, by zrobić dobry i ciekawy zespół. Liczyłem na to, że uda nam się wygrać więcej meczów i prezes być może zmieni swoją decyzję, ale tak się niestety nie stało.

Jak więc Pan, jako trener, widząc to od środka, ocenia sytuacje z Bruno, któremu kibice zarzucali brak zaangażowania na boisku?
Ta niechęć kibiców wynikała z wcześniejszych jego spotkań. Ja nie mogę narzekać na cokolwiek jeśli chodzi o Bruno. Robił to, co od niego wymagałem. Gdy przychodziłem wracał po kontuzji, brakowało mu czasami sił, ale nie mogę przychylić się do opinii wszystkich tych, którzy gdzieś tam na niego narzekali. Podobnie sprawa ma się z Canim. Za mojej kadencji nie miałem z tymi zawodnikami żadnych problemów. Uważałem ich za dobrych piłkarzy, ale dobry piłkarz też miewa czasami gorsze dni, a dobry trener jest od tego, by szukać wtedy porozumienia i korzyści dla zespołu. Myślę, że gdybym popracował z nimi dłużej, graliby przynajmniej tak dobrze, jak wcześniej.

Gdyby więc prezes Wojciechowski zadzwonił, to są jacyś piłkarze, którzy nie pasują do Pana koncepcji i trzeba by się było ich pozbyć?
Z prezesem rozmawialiśmy w takim tonie, że każdy zawodnik Polonii jest na sprzedaż – kwestia kupca i ceny. Nie było ustaleń, że ten musi zostać, a tamten odejść. Wiemy, że w Polonii są wysokie kontrakty i prezes szuka oszczędności, więc ja nie stawiałem żadnych warunków w tym aspekcie. Prezes mówił też, bym rozglądał się za zawodnikami z niższych lig, którzy są interesujący, ale to już zupełnie bez żadnych zobowiązań. Punktem wyjścia było to, że prezes ma już dość i się wycofuje. Dopiero później pojawił się wariant „B” czyli sprzedaż samych zawodników i „C”, więc przystąpienie do rozgrywek zespołu, który ktoś musi trenować.

Rozmawiał Sebastian Kuśpik / Ekstraklasa.net

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria