czytaj dalej

Newsy » Wywiady

23-04-2012

Michniewicz: Przebierańcy Smudy to nasz błąd. Lepiej wspierać polskich piłkarzy

Poziom polskiej ligi obniżył się radykalnie w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat. Zgadza się Pan z tą tezą?
Nie jest tak. Ludzie tęsknią za dominacją Legii, Wisły czy Górnika. Teraz dobrzy piłkarze rozrzuceni są po różnych klubach, a nie zebrani w jednej czy dwóch drużynach, jak kiedyś bywało. Zagłębie nie sprzedaje Pawłowskiego, Widzew nie oddaje Dudu. Gdyby jakiś klub wykupił najlepszych, to też lider miałby 20 punktów przewagi. Dzisiaj jednak nikt nie narzeka w Koronie, podobnie w Ruchu czy Polonii. I jeszcze jedna rzecz. Jak ja zaczynałem trenować, to tylko jeden zespół grał w systemie 4-4-2. To Wisła za czasów Kasperczaka, bo żaden trener nie miał o tym pojęcia.Później Lech za czasów Panika i Pali. Pozostali grali w systemie 3-5-2 na 80 metrach ze stoperem w głębi. To się wszystko posunęło mocno do przodu. Każdy trener ma pojęcie o taktyce, ich zespoły również.

Czyli idziemy w górę?
Obniżył się poziom dwóch, trzech zespołów, ale pozostali poszli w górę. Popatrzmy na Górnika. Finansowo stoją tam słabo, ale trzy lata dobrej pracy Nawałki, dobrej organizacji drużyny pod względem taktycznym i nikt tam nie może wygrać. Wśród tych najsilniejszych brakuje kreatywnych piłkarzy. Często to tak bywa, że dwóch jest do grania, a dziewięciu do przenoszenia fortepianu.

Mistrzem będzie Legia, a może Śląsk. Żadna z tych drużyn nie rzuca na kolana...
Dla mnie, jako trenera, to jest dobra sytuacja. Dawniej, jak nie pracowałeś w Legii albo Wiśle, to nie mogłeś marzyć o mistrzostwie. A teraz czemu nie?

Rok temu mistrzostwo zdobyła Wisła. Dziś widać, że koncepcja drużyny opartej wyłącznie na zagranicznych zawodnikach runęła...
Ale doraźnie spróbowali coś zarobić. Niewiele zabrakło, aby zagrali w Lidze Mistrzów. Kiedyś Aimé Jacquet powiedział dziennikarzom: Jak robiłem tak, jak mi sugerowaliście, to miałem spokój, jak zacząłem robić po swojemu, zaczęliście krytykować. Tylko w tej pierwszej koncepcji nic nie zdobyłem, a w drugiej zostałem mistrzem świata. Czasem trzeba coś zrobić pod prąd, aby dojść do celu. Tylko że u nas jest problem z właścicielami klubów. Z uwagi na swoje biznesy nie mają czasu zajmować się piłką. Brakuje doboru kadr, które przyjęłyby jakąś strategię i się jej trzymały. Za dużo słucha się podpowiedzi. Rotacje są ogromne. Mnie się marzy taka sytuacja, aby drugą osobą w klubie zaraz po prezesie był trener. Jak zawodnicy będą czuli, że trener jest mocny i ważny, to będą inaczej reagować. A teraz wiedzą, że za chwilę, w momencie kryzysu, przyjdzie nowy i znów będzie coś mówił o czystej kartce. Czasem dzięki tak częstym zmianom piłkarze są w klubach przez lata. No, bo zanim trener się pokapuje, że zawodnik jest słaby, to już przychodzi następny.

Ale też wy, trenerzy, nie powinniście tylko narzekać. Pracujecie krótko, ale za bardzo dobre pieniądze. A później szybko znów wskakujecie na karuzelę...
Ja nigdy nie narzekam, nawet jak nie mam pracy. Wiem, że są gorsze zawody od trenera i nikt mi nie każe tego robić. Mówię tylko, że trenerów na całym świecie zatrudniają prezesi, a zwalniają piłkarze. Jak przychodzi dołek, to rzadko kiedy wspiera się trenera. To jest zwykle początek jego końca. A przecież jak wyjdziesz z takiego dołka, to jesteś mocniejszy i mądrzejszy.

Osiągał Pan największe sukcesy w wieku 34 lat. Od tego momentu boleśnie spadł już Pan na glebę, a teraz zaczyna delikatnie podnosić. Jakieś wnioski?
Zaczynam reagować na drugie tempo. Nie podejmuję kluczowych decyzji na gorąco, staram się zachować dystans. Byłem w tym zawodzie już i w piekle, i w niebie, noszony na rękach i w niełasce, kiedy mnie kopali. Dziś mam 42 lata i już mnóstwo doświadczenia, które zbierałem nawet, jak nie pracowałem. Tomek Hajto dopiero zaczyna, a jest ledwie dwa lata młodszy ode mnie. Inżynier Karwowski, czterdziestolatek. (śmiech)

Często zderzano Pana z Maciejem Skorżą, z którym razem byliście we Wronkach. Obaj macie zupełnie inne style. Maciej - raczej mruk, Pan - medialny do bólu...
Ale łączy nas najważniejsze, obaj każdego dnia bardzo ciężko pracujemy.Ja lubię czasami sobie pogadać, ale jak ktoś mnie zna, to wie, że ten zawód jest moją pasją. Pracuję od rana do wieczora. Ze mną praca jest łatwa i bardzo trudna. Łatwa, bo wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane i nastawione na sukces. Trudna, bo bardzo dużo wymagam i nie toleruję zawodników, którzy bardziej dbają o siebie niż o drużynę. Wiem, że nie wszystkim to pasuje. Czasem jakiemuś zawodnikowi. A jak ma mocną pozycję w klubie albo jeszcze można na nim zarobić, to się raczej wyrzuca trenera, a nie zawodnika. W Anglii Fergusonowi nikt nie podskoczy, ani Beckham, ani Kean, ani Rooney. Jeszcze butem może dostać. A ja kiedyś zrobiłem ciekawy trening Jagiellonii. Półtorej godziny wszyscy mieli stać na swoich pozycjach. Powtórzyłem to, co robili podczas meczu. I była awantura. Jak tak można! A dlaczego nie można? Przecież nie kazałem im ganiać po schodach ani maratonu biegać. Stali dzień wcześniej, to sobie postali dzień później. Uważam, że zawodnicy też powinni być odpowiedzialni za porażki, czuć je. A nie tylko trener. Dziś wszyscy pamiętamy, jaki trener Wisły przegrał z Lewadią, czy kiedyś - który selekcjoner zremisował z Cyprem w Gdańsku, a nie pamiętamy kto grał w tych meczach.

Piłkarze Jagiellonii Białystok Pana zwolnili? Takie krążą informacje.
Nie, nie i jeszcze raz nie. To byli bardzo porządni chłopcy i świetnie mi się z nimi pracowało. Wszystkie Czarki to fajne chłopaki, ale zwolnił mnie prezes klubu Cezary Kulesza. Przed świętami i dowiedziałem się o tym z gazet. Gdyby to powiedział inaczej, byłoby milej. Ale trudno. Mam dużo miłych wspomnień z Białegostoku, dobrze się tam czułem, poznałem sympatycznych ludzi. Jak odchodziłem, to nie wiedziałem, że Hajto będzie po mnie trenerem, ale wolę, żeby taki Tomek mnie zastępował niż jakiś spadochroniarz. Albo nie wiadomo kto z zagranicy.

Ma Pan coś przeciwko zagranicznym trenerom?
Nie. Dla takiego Radolskiego czy Panika mam ogromny szacunek. Wielu jednak było co najwyżej przeciętnych. Zawodników również. Mnie generalnie zarzucano, że foruję polskich graczy. Ale ja to robię z premedytacją. Nie podoba mi się pomysł Franka Smudy, który bierze do kadry przebierańców. To jest działanie na krótką metę. W Anglii, choć od wielu lat nie mają bramkarza światowego formatu i wiele imprez z tego powodu przegrali, nie idą na skróty. Lepiej wspierać polskich piłkarzy, aby mieć później większy wybór. Tak naprawdę niewielu jest jednak takich zawodników w drużynach polskiej ekstraklasy, którzy są tam niezbędni. W klubach nabierają się na zagrywki menedżerów, którzy każdego piłkarza przedstawiają jako drugiego Maradonę. Co innego taki Ljuboja czy Vrdoljak. To są powszechnie znani zawodnicy. Albo ich chcesz, albo nie. Nie bierzesz kota w worku.

Pan polecił Dzalamidze do Jagiellonii. Najwyższy transfer w historii klubu, a kompletnie się nie sprawdza.
Mówiłem o tym Kuleszy: Jak masz mnie zwolnić, to nie bierz Dzalamidze, bo on nie gra dobrze u każdego trenera. Ja wiedziałem, jak do niego dotrzeć. Młody Gruzin w nowym kraju, mieliśmy dobry kontakt.

Mówi Pan, że nie zgadza się z selekcjonerem w sprawie przebierańców. Ale z drugiej strony: proszę mi wskazać napastnika, który byłby alternatywą dla Lewandowskiego, czy zmiennika dla Wawrzyniaka na lewą obronę, czy środkowego obrońcę z prawdziwego zdarzenia...
Rolą Smudy jest widzieć więcej niż inni. Jeśli Lucien Favre w Hercie Berlin z Łukasza Piszczka, który był u mnie w Lubinie napastnikiem i strzelał wiele bramek, potrafił zrobić jednego z najlepszych obrońców Bundesligi, to jest dla mnie mistrzem

Sztuka widzieć coś w kimś, czego inni nie widzą. Oczywiście, że Smuda ma problem. Ale z drugiej strony, czy to będzie aż tak wielka różnica, jeśli na środku obrony ustawi Polaka Jodłowca, a nie Francuza Perquisa? Ten drugi ma większe doświadczenie, ale nie większe umiejętności. Sztuką jest zrobić coś z niczego. Uważam, że przez trzy lata można wytypować po dwóch graczy na każdą pozycję.

Nie lubicie się strasznie...
To Smuda mnie nie lubi, a kiedyś to my nawet "byli przyjacioły". Selekcjoner przyjechał na mecz Śląska z Polonią, na mój debiut. Wiem, że jest w dobrej komitywie z moim prezesem. Po meczu prezes powiedział mi, że selekcjoner powiedział jemu, że ustawiłby taki sam skład jak ja. To miłe. No, ale miał dylemat, bo przyjechał na mecz, gdzie jednego trenera nie cierpi, a drugiego nienawidzi. Zadowoliłby go obustronny walkower. (śmiech)

A tak serio?
Wolałbym, aby swoją energię, którą skupia na krytykowaniu innych, spożytkował dla reprezentacji. Chciałbym, aby Smuda został trenerem po Euro. Aby mógł poprowadzić drużynę w eliminacjach i wtedy poznalibyśmy jego prawdziwą wartość. Bo trzy mecze na Euro to ja czy pan też moglibyśmy poprowadzić. I jeszcze mogłoby nam wyjść. To jest tak, jak Zbigniew Boniek mówi. Trener to jest potrzebny w tygodniu, w dniu meczu już nie. Selekcjoner powinien działać też na zaś. Przecież już jesienią zaczynają się eliminacje. Zaraz będą wybory w PZPN, nie wiadomo, kto będzie prezesem, kto trenerem, jakie będą nastroje po Euro. Nie będzie czasu na przygotowania i miejsca na margines błędu, bo grupę mamy silną. Na miejscu Smudy już bym przymierzał takiego Jankowskiego, Wolskiego czy Piecha, bo przecież później lepszych nie będzie. Tak jak zrobił Janas przed mundialem w 2006 r. Wszyscy mieli do niego pretensje, bo nie zabrał Frankowskiego czy Kłosa. A przecież on już myślał o przyszłości. Wziął takiego Dudkę, który dziś po sześciu latach wciąż gra w kadrze. Chciał, aby młodzi chłopcy już trochę powąchali tych mistrzostw. Inna sprawa, że jak patrzę na kalendarz gier w eliminacjach, który Smuda i Lato ustalili, to wygląda tak, jakby nie martwili się już o przyszłość. I raczej nie mają zamiaru dalej pracować na swoich stanowiskach.

Kto powinien być następcą Smudy?
Skorża lub Lenczyk. Skorża był na mundialu, pracował z Janasem, z kadrą olimpijską, zdobył dwa tytuły, prowadził Legię w Lidze Europy, ograł z Wisłą nawet Barcelonę. A Lenczyk za całokształt mógłby dostać tę funkcję.

A Pan już nie ma takich aspiracji?
Mam. Ale muszę najpierw coś dźwignąć. Przypomnieć sobie, jak to się wygrywa.

Starsi trenerzy drwili przed laty z dziennikarzy, że ci próbują zrobić z Michniewicza selekcjonera.
Oj, byłoby za wcześnie. Trzeba mieć jednak sporo pokory. Oczywiście wtedy bym to wziął i się zastanawiał, dlaczego dopiero teraz. (śmiech) Szybko popadamy w euforię. Selekcjonera już chciano zrobić ze mnie, później z Tarasiewicza, jakiś czas temu z Probierza. Mija kilka miesięcy i już w ogóle tych nazwisk się nie wymienia.[/b]

Czym Pan chce kupić słynnego J.W.? Jest Pan w Polonii za jego czasów siedemnastym trenerem...
Prezes jest bardziej cierpliwy niż dawniej.
Jednak Jacek Zieliński pracował dość długo. Jeśli ja miałbym szansę przez rok, według swojego planu, przygotować drużynę na ligę na połowę sierpnia, to uważam, że miałbym mnóstwo czasu. Aby nauczyć czegoś tę drużynę, wyselekcjonować grupę ludzi i jeszcze zrobić dwa, trzy transfery. Polonia to teoretycznie jest idealne miejsce do pracy. Polonię traktuję jako zespół, który może być mistrzem Polski, a ktoś, kto tu trafi, może wypłynąć. A mistrzostwo to z kolei przepustka do kadry. Tu są zdolni ludzie do pracy. A ja mam ogromną ochotę pracować, to jest moja pasja, mnie to nie męczy...

Ale w Schalke Pan nie grał...
(śmiech) Ale przeciwko Atletico Madryt jako zawodnik Amiki Wronki od 53. minuty tak. I nawet słynny Baraja strzelił mi gola. Rozumiem aluzję. Naprawdę się cieszę, że to Hajto został moim następcą w Białymstoku. Ma predyspozycje, aby być dobrym trenerem. Choć też szybko się przekonał, że samo doświadczenie zawodnika, nawet grającego niegdyś na najwyższym poziomie, to do roli skutecznego trenera nie od razu wystarcza.

Zszedł jednak z obłoków. Zdjął garnitur, przebrał się w dres...
Bałem się, że jak dalej mu nie będzie szło, to wystąpi w krótkich spodenkach. (śmiech)

Rozmawiał Cezary Kowalski

 

 

 

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria