Newsy » Wywiady
21-12-2011
Michniewicz rozczarowany. "Można to było inaczej załatwić"
Czesław Michniewicz: Odczuwałem nieufność władz Jagiellonii
Informacje o (prawdopodobnym) rozstaniu Jagiellonii ze swym trenerem zastały Czesława Michniewicza w... Londynie. Do kraju wraca dziś, na czwartek dostał wezwanie do Białegostoku, choć wcześniej spotkanie owo nie było zaplanowane. - Nie mam złudzeń, o co chodzi - mówił nam wczoraj, kiedy skontaktowaliśmy się z nim telefonicznie.
- Wkurzony?
Czesław Michniewicz: Rozczarowany - to na pewno. Zły - pewnie trochę. Przecież można było całą sprawę załatwić w sposób cywilizowany, zaraz po meczu z Lechią. Choć mieszkam w Gdyni, pojechałem po tym spotkaniu z Gdańska do Białegostoku. A nie wszyscy zawodnicy na Podlasie wracali... Jest okres przedświąteczny; wiadomo, jak cała ta sytuacja wpływa na mnie, na moich bliskich. Czy naprawdę zasłużyłem na to, aby o tego typu decyzjach dowiadywać się z drugiej, albo i trzeciej ręki?
- To znaczy?
Czesław Michniewicz: Środowisko trenerskie jest dość hermetyczne, nieliczne. Od kilku tygodni telefonowali do mnie różni ludzie - również „koledzy po fachu" - z informacją, że działacze Jagiellonii szukają szkoleniowca. To jest przecież bardzo konkretna przesłanka.
- Przed meczem z Lechią rozmawiał pan z zarządem, z członkami rady nadzorczej klubu. Nikt panu wprost nie powiedział, że prowadzone są tego typu działania?
Czesław Michniewicz: Nie. Na tamte spotkanie przygotowałem dla działaczy analizę całej sytuacji klubu; tego, gdzie tkwi problem, i jak go rozwiązać.
- Dotarł do nich pański przekaz?
Czesław Michniewicz: Jak widać - najwyraźniej ich nie przekonałem. Przyznaję szczerze, że odczuwałem w ostatnich tygodniach dużą nieufność 1-2 osób we władzach Jagiellonii do mojej osoby. A przy braku zaufania ze strony pracodawcy naprawdę źle się pracuje.
- Kiedy po raz pierwszy pan ten brak zaufania odczuł?
Czesław Michniewicz: Myślę, że po meczu z Podbeskidziem (Jagiellonia przegrała u siebie 0:2 - dop. red.). To wtedy zaczęły się te telefony...
- Obejmował pan Jagiellonię „z marszu".
Czesław Michniewicz: To prawda. To było tydzień przed inauguracją rozgrywek ligowych. Nie miałem wpływu na żaden transfer - pomijając zaangażowanego już w trakcie rundy Grzesia Rasiaka, który w dwóch meczach strzelił jedną bramkę; całkiem nieźle... - nie nadzorowałem zespołu w okresie przygotowawczym. A ostatni sparing przed moim przyjściem „Jaga" przegrała z Ruchem 0:4! Mimo tego zagraliśmy kilka naprawdę niezłych spotkań, choć nie wszystkie przyniosły nam zysk. I tak jednak w tych okolicznościach te 22 zdobyte punkty to - moim zdaniem - wynik całkiem przyzwoity. A przecież gdyby nie błędy sędziego w Krakowie - został po naszym meczu z Wisłą odsunięty od prowadzenia gier w ekstraklasie - tych punktów powinno być 25. I pewnie inaczej oceniano by nasz dorobek i mnie osobiście.
- Może po prostu nie wykonał pan zadania - punktowego bądź związanego z konkretnym miejscem w tabeli - ustalonego przy pańskim angażu?
Czesław Michniewicz: Przy podpisywaniu kontraktu nie rozmawialiśmy na temat oczekiwań władz co do rundy jesiennej. Miałem wrażenie, że wszyscy zdają sobie doskonale sprawę, od czego zaczynamy.
- Mówił pan o analizie, przedstawionej władzom tydzień temu. Jaka była jej treść?
Czesław Michniewicz: Zacząłem od tego, że ta drużyna właściwie osiągnęła już szczyt swych możliwości. I że ta zima, w której możemy popracować przez kilka tygodni i przebudować ten zespół, jest dobrym momentem na zmiany.
- Pierwsze już są - mówię o dokonanych w minionych dniach transferach Dzalamidze, Zubowicza, Kostucha...
Czesław Michniewicz: Tego też nie potrafię zrozumieć. Oparto się przy tych działaniach po części na mojej opinii. Rekomendowałem Dzalamidze, bo dobrze grał za mojej kadencji w Widzewie; mamy do siebie wzajemne zaufanie. U trenera Mroczkowskiego nie był już tak efektowny i efektywny. Jeśli teraz w Jadze - tej bez Michniewicza - się nie sprawdzi, to ja za kilka miesięcy będę „zaocznie" obciążany odpowiedzialnością za wydane pieniądze. Kostuch to młody chłopak „do nauki i obróbki"; miałem na niego pomysł. Zubowicz... Hm, pewnie że reprezentant Białorusi w tym wieku może okazać się dobrą inwestycją. Pytany o zdanie mówiłem działaczom, że jeśli nas na niego stać, to go bierzmy. Ale też przypominałem, że celem numer poszukiwań i transferów powinien być w tej chwili lewy obrońca. Jest trzech nowych piłkarzy, a jego wciąż nie ma...
- Za to jest w kadrze wielu zawodników, przynoszących na murawie niewielki pożytek.
Czesław Michniewicz: O tym też mówiłem w tej analizie. W ostatnim czasie trafiali do Jagiellonii zawodnicy dość przypadkowi, za to dobrze zareklamowani przez menedżerów. Potem okazywało się, że mają różne problemy. W jednym przypadku - z alkoholem na przykład. Bo to jest stara zasada, że do nas trafiają tylko ci obcokrajowcy, na których na Zachodzie już się poznano i ich problem zdiagnozowano; a u nas - jeszcze nie.
- Słowem - zapowiadała się „czystka".
Czesław Michniewicz: El Mehdi Sidqy, Maycon, Canas - chciałem się ich pozbyć. I jeszcze bardziej postawić na młodych.
- Może więc ci bardziej doświadczeni „zrobili panu koło d..."?
Czesław Michniewicz: Nie. Ja ich też potrzebuję, oni o tym wiedzą. Czasami jednak świadomie podejmowałem jesienią ryzyko, wstawiając do składu Pawłowskiego, Porębskiego... Wielu wypominało mi po spotkaniu ze Śląskiem, że zagrał Arłukowicz i popełnił błąd: stracił piłkę, a wrocławianie dzięki temu zdobyli gola. Może gdyby w jego miejsce zagrał jakiś bardziej doświadczony piłkarz, tego błędu i tej straty by nie było. Może nawet mielibyśmy punkt - albo i trzy - więcej. Ale „za moment" pożytek z szansy danej tym młodym chłopakom powinien być większy, niż ów punkcik.
- Na koniec zapytam niejako raz jeszcze: jest pan pewien, że wezwanie do Białegostoku dotyczy właśnie zwolnienia?
Czesław Michniewicz: Kilka razy w życiu bywałem już zwalniany w różnych klubach. Wiem, jak wyglądają okoliczności. Nie mam złudzeń.
Cytat Tygodnia
‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"
Podbeskidzie Bielso Biała