czytaj dalej

Newsy » Wywiady

09-08-2007

Musimy pójść za ciosem

- Co Pan powie o dzisiejszym pojedynku ze Steauą?
- Nasz piękny sen o rozgrywkach Ligi Mistrzów dziś się zakończył. Mimo że zagraliśmy naprawdę dobre spotkanie, o wiele lepsze od tego w Lubinie, to jednak ponownie przegraliśmy i odpadamy z europejskich pucharów. Mieliśmy naprawdę spore nadzieje przed rozgrywkami Champions League, ale po wylosowaniu Steauy Bukareszt zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że czeka nas szalenie trudne zadanie. Szansę na awans zaprzepaściliśmy głównie w pierwszym spotkaniu, w którym nie zagraliśmy na takim poziomie, na jakim potrafimy i do którego przyzwyczailiśmy fanów w całej Polsce. Pamiętajmy jednak, że rywale mają znacznie większe doświadczenie wyniesione z gier o konkretną stawkę. Tego nie można wypracować na treningach, to się zdobywa po takich właśnie meczach, jak ten dzisiejszy. Gratuluję trenerowi Gheorge Hagiemu, a także wszystkim piłkarzom Steauy. Myślę, że wielu z nas będzie śledzić dalsze losy tego klubu już w trakcie jego występów w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Uważam, że na końcowym wyniku w dzisiejszym meczu, oprócz wspomnianego braku doświadczenia, zaważyły również niektóre decyzje sędziego. Jestem zdania, że należał nam się przynajmniej jeden rzut karny. Myślę tutaj o sytuacji, w której Maciej Iwański dośrodkowywał z rzutu wolnego, a futbolówka trafiła w rękę jednego z zawodników rywali.

- Wydawało się jednak, że to była idealna pozycja dla Michała Golińskiego. Tym bardziej, że raz nieomal pokonał on bramkarza Steauy…
- Wiem, że Maciek źle wykonał dziś rzut wolny, ale paradoksalnie jego strzał mógł nam przynieść rzut karny. Co do uderzenia Michała Golińskiego, które wybronił Robinson Zapata, to myślę, że „Golina” mógł strzelić trochę mocniej, tak jak to robił na treningach. A wówczas futbolówka na pewno zatrzepotałaby w siatce. Teraz to już jednak tylko gdybanie.
Niestety, z nakreślonych i wspomnianych przeze mnie na wczorajszej konferencji trzech celów nie udało nam się zrealizować tego środkowego, ale najważniejszego. Mamy jednak jeszcze jedno założenie na ten sezon i jestem przekonany, że uda nam się je wypełnić.

- Co w dzisiejszym spotkaniu było kluczowe?
- Uważam, że o losach dzisiejszego spotkania zadecydowały także stałe fragmenty gry. To po nich padły dwie bramki, zarówno dla Steauy jak i dla nas. Niestety, rywale zdobyli jeszcze jednego gola z gry i nas ograli. Szkoda naszych okazji, które mieliśmy, ale nie potrafiliśmy ich zamienić na zdobycz bramkową. W takim meczu trzeba wykorzystywać okazje, jakie się ma, ponadto potrzebna jest jeszcze odrobina szczęścia. Tego również nam dziś zabrakło.
Już przed tym meczem mówiłem chłopakom, że aby awansować musimy strzelić w Bukareszcie dwie bramki. Wówczas moglibyśmy sobie pozwolić nawet na ten luksus, że stracilibyśmy jednego gola. Kiedy do siatki Steauy piłkę wpakował Stasiak, to przyjąłem to normalnie, ponieważ wiedziałem, że to nam nie wystarczy do awansu. Niestety, nie mieliśmy w tym dwumeczu napastnika, którego celne trafienie pozwoliłoby przesądzić o losach awansu.

- Na ławce rezerwowych był tylko jeden zawodnik predestynowany do gry w ataku: Piotr Włodarczyk. Dlaczego zatem wysłał Pan na trybuny Łukasza Mierzejewskiego?
- Dlaczego? A przypomina Pan sobie, kiedy on po raz ostatni trafił w meczu do bramki przeciwnika? No właśnie, ja też sobie nie przypominam i dlatego nie było go dzisiaj z nami. Już przed spotkaniem było wiadomo, że nie zagra Andre Nunes, zawodnik będący ostatnio w formie, obecnie lepiej prezentujący się od pozostałych napastników. Przyznam, że mocno pokrzyżowała nam szyki kontuzja Piotra Włodarczyka, który już od kilku dni narzekał na zdrowie. Założenie, jakie nakreśliliśmy, były bowiem takie, że w drugiej części gry za Michała Chałbińskiego wchodzi właśnie „Włodar”, ściągamy także z boiska Tiago Gomesa i przechodzimy na ustawienie 1-3-5-2, w którym do ataku zostaje przesunięty również Rui Miguel. Mieliśmy wykorzystać to, że Steaua grała dość szeroko. Niestety, Piotrek zerwał torebkę stawową i musieliśmy, wobec braku innych napastników, przesunąć do przodu Wojtka Łobodzińskiego. To, niestety świadczy także o naszej słabości, gdyż w tak ważnym meczu, najważniejszym w historii klubu, musieliśmy w ataku postawić na nominalnego prawoskrzydłowego.

- Bardzo ładnie pokazał się Pietroń, którego obecność w składzie była dość zaskakująca…
- Zdecydowałem się postawić na Marcina Pietronia i jestem zdania, że ten chłopak nas nie zawiódł. Trochę żałuję, że nie posyłaliśmy więcej piłek za plecy kryjącego go Pawła Golańskiego, bowiem Marcin jest nieco szybszym od niego piłkarzem. Przypominam sobie tylko jedną taką akcję, gdy w pierwszej połowie Pietroń nie zdążył do zagranej przez kolegów piłce za plecy „Gola” do niej ostatecznie nie doszedł. Szkoda.

- Co dalej z Zagłębiem? Czy wzorem Legii Warszawa po przegranych meczach z Hajdukiem Split, zespół zostanie wzmocniony wartościowymi zawodnikami i za rok powalczy ponownie o Ligę Mistrzów, czy tak jak poprzedni Mistrzowie Polski sprzedacie najlepszych piłkarzy?
- To jest bardzo ważne pytanie. Uważam, że ten zawodnicy tworzący ten zespół powinien grać ze sobą możliwie jak najdłużej. Zdobyliśmy odpowiednie doświadczenie, teraz musimy przełożyć je na naszą postawę na boisku. Życzyłbym sobie, aby wzorem Legii Warszawa z 1994 roku pójść za ciosem i za rok awansować do Ligi Mistrzów. Jednak te dwa mecze ze Steauą pokazały, że aby ten cel osiągnąć, musimy dokonać wzmocnień. Wiele jednak zależy od Zarządu Klubu. To postawa jego członków rozstrzygnie, czy nasza drużyna uczyni spodziewany postęp. Jestem jednak optymistą i wierzę, że uda nam się z czasem podnieść poziom sportowy.

- Jak ocenia Pan rywali po dwumeczu?
- Steaua to na pewno klasowy zespół, dodatkowo ograny na europejskiej arenie. Mają wielu świetnych piłkarzy, choć muszę przyznać, że jestem nieco zawiedziony grą w tym dwumeczu Nicolae Dicy. To miał być prawdziwy lider tej drużyny, miał rozgrywać piłkę, decydować o jej obliczu, strzelać bramki, a tymczasem był w wyraźnym cieniu innych. To jednak pokazuje, że został bardzo dobrze wyłączony z gry przez moich piłkarzy. Jeśli natomiast miałbym kogoś z obozu Steauy wyróżnić, to wskazałbym dwóch skrzydłowych Nicolitę i Croitoru, których gra zrobiła na mnie duże wrażenie. Jakich zawodników Steauy wziąłbym do siebie? Tych czterech „koszykarzy”, blisko dwumetrowców, których wspaniałe warunki fizyczne były tak ważne podczas stałych fragmentów gry.

- Na wynikach obu spotkań zaważyła nieco słabsza forma Michala Vaclavika, który nie popisał się przy bramce w Lubinie i popełnił błąd także dziś. Nie martwi Pana jego postawa?
- Nie obwiniałbym o porażkę Michala Vaclavika. Najłatwiej jest teraz powiedzieć, że zawalił nam on mecze z Rumunami i to jego słabsza postawa rozstrzygnęła o awansie. Ja tak nie powiem. Michal zagrał tak, jak potrafi, choć uważam, że miewał już w Zagłębiu lepsze mecze. Pewnym usprawiedliwieniem dla niego jest fakt, że dopadła go gorączką i jeszcze rano jego występ stał pod znakiem zapytania.

- Nerwowo, zwłaszcza w drugiej części interweniował Manuel Arboleda. On także miał swój udział przy drugiej, decydującej o wyniku bramce…
- To było spotkanie, któremu towarzyszyła ogromna presja i oczekiwania. Już po wyrównującej bramce dla Steauy dało się zauważyć w postawie niektórych piłkarzy pewną nerwowość. Na pewno Arboleda starał się tak, jak mógł, lecz podobnie jak koledzy nie ma odpowiedniego doświadczenia w takich meczach i dlatego istniało ryzyko, że popełni błąd. Trafienie dla Steauy poprzedziła seria błędów z naszej strony. Zaczęło się od Michała Golińskiego, który cofnął nogę, później zaś nie tak jak powinna zareagowała para środkowych obrońców. Nie szukam jednak winowajców porażki, przegraliśmy jako zespół.

- Czy fanatyczna publiczność, jaka dziś pojawiła się na stadionie Steauy, miała wpływ na grę pańskich podopiecznych?
- Nie można jednak mówić, że moim zawodnikom spętała nogi reakcja publiczności. Oni już grali na takich stadionach i takiej atmosferze, wygrywali, jak choćby na Łazienkowskiej z Legią. Przecież w pierwszym meczu w Lubinie kibice byli z nami, a przeciwko Steaule, a mimo to nie udało nam się nawet zremisować. Wspomniane ogranie w meczach o stawkę było w tym wypadku kluczowe.

Wysłuchał w Bukareszcie - Wacław Wachnik
Foto: WW/Bukareszt

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria