czytaj dalej

Newsy » Wywiady

26-03-2010

Różnica między Lechem, Legią, Wisłą a innymi? Tylko medialna

Twórca jednej z największych sensacji w polskiej piłce w ostatni latach. Czesław Michniewicz w roku 2007 zdobył mistrzostwo Polski z Zagłębiem Lubin. Jego ostatnim przystanią w trenerskiej karierze była gdyńska Arka, z którą rozstał się w kwietniu 2009 roku. Dużo wolnego czasu sprawiło, że jeden z najzdolniejszych trenerów młodego pokolenia poświęcił się obserwacji najlepszych. Anglia, Brazylia, Arsenal i wiele innych drużyn Michniewicz ostatnio obejrzał z bliska.

- Rozumiem, że wrócił już pan do Polski.

- Tak, byłem w Anglii, ale właśnie spaceruję z synkiem po Gdyni.

- Wybiera się trener obejrzeć dziś Lechia - Legia?

- Tak, będę na stadionie, ponieważ poprosili mnie o to koledzy dziennikarze z Poznania. Mam przeanalizować grę Legii przed zbliżającym się jej meczem z Lechem.

- Ostatnio było kilka zmian na trenerskich ławkach ekstraklasy, więc może ktoś zadzwoni do Czesława Michniewicza? Podobno Piast Gliwice rozważał taką możliwość. To prawda?

- Nie chcę mówić, kto się dopytywał, bo to by było niepoważne. Wie pan, poufne informacje. Od czasu odejścia z Arki rozmawiałem z wieloma prezesami, lecz skoro nie pracuję to znaczy, że coś było nie tak. Czy ja nie chciałem, czy mnie nie chcieli, to już kibice mogą sobie sami dopowiedzieć. Nie pracuję i czekam na konkretną ofertę pracy, która zadowoli mnie przede wszystkim pod względem sportowym.

- Kierunki zagraniczne? Nie wierzę, że nie było ofert.

- Tak…

- Porozmawiajmy o polskiej ekstraklasie. Kto Pana najbardziej nudzi i zawodzi?

- Na dyspozycję zespołu i pracę trenera, jeżeli przez dłuższy czas jest tylko jeden, można spojrzeć w obiektywny sposób. Od razu widać, czy ten zespół się rozwija czy nie. Oceniać trenera po dwóch wygranych albo dwóch porażkach, to nie jest dobre. Nie chcę się podpisywać pod jakąś oceną. Powiem tylko, że na dzień dzisiejszy mogę pozytywnie wypowiedzieć się o pracy Michała Probierza, Jana Urbana i Macieja Skorży. Oni najdłużej pracują, bądź pracowali, w swoich klubach. Dlatego wielką niespodzianką było, że Janek i Maciek stracili pracę. Wydawało mi się, że jak przetrwali tyle burz w swoich klubach, to zostaną do końca sezonu. Szkoda, bo czasami warto dać trochę czasu, zastanowić się czy jest sens zmieniać szkoleniowca, lecz niestety jest to prawo prezesa.

- Skorża i Urban walczyli o mistrza, nie pracują. Jose Mari Bakero walczy o utrzymanie, a posady nie stracił.

- Nie chcę do końca winić trenera Bakero. Problem Polonii Warszawa rozpoczął się wraz z przeprowadzką klubu z Grodziska Wielkopolskiego do stolicy. W Dyskobolii pracowali naprawdę dobrzy trenerzy, były pewne nawyki, a tu nagle zawieruchy z trenerami. Dla mnie nie jest to zaskoczenie, bo proszę zobaczyć, co się działo rok temu. Wtedy wyleciał „Bobo” Kaczmarek, po remisie z Lechią Gdańsk, później Jacek Grembocki, Dusan Radolsky… Wie pan, zgoda buduje, niezgoda rujnuje, wiec łatwo zauważyć czego w Warszawie zabrakło. Ja nie winiłbym za to Józefa Wojciechowskiego, bo on się na piłce nie zna. Zbyt wielu ludzi go otacza i za dużo opinii do niego trafia, a to powoduje, że podejmuje takie a nie inne decyzje. Teraz jednak pokazuje, że już bardziej wytrzymuje to całe ciśnienie. Zobaczymy, jak będzie teraz w sobotę.

- Dół tabeli swoją drogą, ale na górze zamiast porywającej walki mamy kilka bubli. Legia robi wszystko, aby nigdzie się nie zakwalifikować.

- Spójrzmy na Legię i Wisłę trochę z innej strony. Większość mówi, że oni kupują najlepszych piłkarzy. To nieprawda! Skończyły się już czasy, kiedy kupowało się Żurawskich, Kosowskich i Szymkowiaków i innych tego formatu. Robiły tak Legia, Widzew i Wisła, więc dlatego dominowały. Dziś ich na to nie stać. Jeśli Wisły nie stać było na wykupienie z Bełchatowa, za 200-300 tysięcy euro, Łukasza Garguły, któremu kończył się kontrakt, potem nie mieli pieniędzy na Dawida Nowaka, to o czym mówimy? Legia też nie miała funduszy na tego właśnie napastnika Bełchatowa. Kiedyś tak nie było, więc te ekipy dominowały w naszej lidze. Różnica pomiędzy Wisłą, Legią i Lechem a resztą ligi polega tylko na medialności.

- Ryszard Tarasiewicz po meczu Legia – Śląsk stwierdził, że piłkarze drużyny gospodarzy grali wcześniej przeciwko swojemu trenerowi i  jest to karygodne. Co Pan o tym sądzi?

- Nie chcę przyłączać się do tej wypowiedzi Ryśka, bo mógł to powiedzieć w emocjach. Nie będę się rozwodzić nad tym, ale powiem, że sam byłem w takich sytuacjach wielokrotnie. Zespół grał słabiej, a najłatwiej zrzucić wszystko na piłkarzy. Ktoś musiał wcześniej doprowadzić piłkarzy do takiego stanu psychicznego, prawda? Gdy patrzy się na obecną Legię, proszę odpowiedzieć mi na pytanie, kto z tego zespołu w perspektywie ostatnich dwóch lat podniósł swój poziom sportowy? Ktoś się wybił?

- Ciężko z tym…

- Właśnie. Tak jak mówię, sam byłem czasami w podobnej sytuacji, ale uwierzcie. Piłkarze też są pod presją. Prasa, telewizja, Internet. Czasami brakuje im spokoju, luzu psychicznego.

- Pomijając sportowe wątki, piłkarze też ostatnio nie grzeszą rozumem. Prowokacje Bartłomieja Grzelaka, gesty Macieja Iwańskiego, środkowy palec Mariusza Pawełka. Jak trener powinien na to reagować?

- W Lechu miałem podobną sytuację Graliśmy poniżej oczekiwań i kibice odwiedzili nas na treningu, bo chcieli porozmawiać z piłkarzami. Na szczęście wszystko odbyło się w kulturalnej atmosferze. To nie powinno mieć miejsca, lecz stało się. Wyciągnęliśmy z tego wnioski. Obserwujemy takie zachowanie choćby w Berlinie, gdzie agresja kibiców Herthy została spowodowana katastrofalnymi wynikami zespołu. Nie powinno tak być.

- Kibic jest od kibicowania?

- Też. Szkoda, że u nas nie ma czegoś takiego jak w Barcelonie. Fani wybierają prezydenta klubu, który stwarza warunki do widowiska, a jednocześnie panuje nad emocjami kibiców. Florentino Perez, prezes Realu Madryt, sprowadza gwiazdy i w ten sposób daje kibicom jakąś pożywkę. U nas jak nie sprowadza się gwiazd to fani zaczynają się nudzić. Jeśli widowisko jest słabe, trzeba się gdzieś wyładować. Dopóki fani nie będą mieli możliwości decydowania o tym co się dzieje w ich klubach, to tak będzie. Hiszpanie dają dobry wzór. Kibicom trzeba dać te igrzyska. Jakby Legia kupiła dziś Roberta Lewandowskiego z Lecha Poznań, ludzie przyszliby na mecz z czystej ciekawości. A tak to jest, jak ze sztuką. Pójdziesz na nią raz, drugi, trzeci, ale ile razy można oglądać ten sam spektakl i tych samych aktorów?

- To raz jeszcze o Legii. Przychodzi nowy trener, a tu okazuje się, że piłkarze robią co chcą. Marcin Mięciel choruje, Stefan Białas nie ma z nim kontaktu, o czym mówi przed kamerą. To normalne?

- Prasa ma trochę za mało informacji. Ja wiem więcej na ten temat, ale nie będę ujawniać szczegółów. Zapewniam, że jest to trochę inaczej niż przedstawiają to media. Po prostu wyszło z tego nieporozumienie. Może Stefan Białas niepotrzebnie to powiedział przed kamerą? Wiem, że jest on bardzo szczerym człowiekiem, lecz w tym wypadku zabrakło mu dyplomacji. Mięciel rzeczywiście był chory, miał gorączkę, wyciszył telefon i wyszło nieporozumienie.

- Manuel Arboleda przyznał ostatnio, że mianował go pan kapitanem w Lubinie, lecz obiekcje miał prezes Robert Pietryszyn.

- Zrobiłem Arboledę kapitanem przed meczem z Jagiellonią Białystok. Było to w połowie października, to był mój ostatni mecz w Lubinie. Zrobiłem go kapitanem, bo wiem, że na to zasługiwał. Manuel jest przywódcą, należy mu się taka funkcja. W poniedziałek już nie pracowałem z piłkarzami Zagłębia, więc nie wiem czy to prawda.

- To kto zostanie mistrzem Polski? Lech Poznań?

- Wydaje mi się, że to jest wyścig żółwi po mistrza. Ktoś musi nim zostać, nie ma tak jak na festiwalu filmowym w Gdyni, gdzie czasami nie przyznają pierwszej nagrody. Tutaj trzeba ją przyznać. Ten sezon przypomina mi czas, w którym z Lubinem wygrałem ekstraklasę. Wtedy Wisła i Legia zaprezentowały się fatalnie. Ja bym po cichu postawił na Ruch Chorzów i GKS Bełchatów. Może one włączą się do walki.

- Przydałaby się niespodzianka?

- Oczywiście! Byłby to pstryczek dla tych wielkich klubów. Może wreszcie zaczęłyby inwestować pieniądze w dobrych zawodników? Może skończyłby się czas miernych zakupów i testowania przypadkowych piłkarzy? Takie praktyki są niepoważne. Popatrzcie na Lecha. Sprowadził Siergieja Kriwieca, który od razu gra na wysokim poziomie. Niedługo dołączy Witalij Rodionow i on zapewne też będzie ogromnym wzmocnieniem. Zapłaci się o dwieście tysięcy euro więcej, lecz to się zwróci. Dobrego piłkarza można przecież sprzedać dalej za większe pieniądze.

- Czyli takie działanie powinno być na porządku dziennym w naszych czołowych klubach?

- Przypadkowi piłkarze z testów, to przypadkowa drużyna i kiepskie wyniki. Tu powinien być skauting długofalowy. A potem dziwią się, że nie ma wyników. Nie zgadzam się z jedną rzeczą. Mówi się, że Henryk Kasperczak nie ma nic do powiedzenia przy transferach w Wiśle. To jak to jest? Odpowiada za wyniki, a piłkarzy to ktoś mu dobiera? Kiedyś Rysiek Tarasiewicz powiedział we Wrocławiu, że to nie radni mają wybierać mu piłkarzy, lecz on sam to będzie robić. To Kasperczak wskoczył w garnitur Skorży i będzie w nim tylko paradować? To nic, że za ciasny, że spodnie za długie, będzie w nim chodzić. Trener musi mieć wpływ na transfery! Nie może być inaczej. Arsene Wenger decyduje, Rafa Benitez decyduje, Alex Ferguson decyduje! Tak to już jest. Musi być jakaś jednostka, z którą trener to omawia, bo każdy transfer jest niepewny. Ale nie ośmieszajmy się. Może niedługo audiotele będzie organizowane i będziemy wysyłać smsy?!

- Kto pierwszy zbiera zawsze krytykę za wyniki? Trener.

- No właśnie. A dyrektor sportowy sobie przyprowadzi piłkarza i go wsadzi do drużyny, nie ma wyników i wyrzucają trenera. Wyjątkiem jest Legia, gdzie poleciał i Jan Urban, i Kibu, i Mirosław Trzeciak. To mi się podobało. Przyszli we trójkę i razem odeszli. Tak powinno być. Dyrektor sportowy wybiera trenera, lecz jeśli raz czy dwa się pomyli to znaczy, że się do tego nie nadaje. U nas w Polsce tego nie ma, a na zachodzie to norma. Przecież Mariusz Walter i Bogusław Cupiał nie wiedzą kto jest dobry, a kto nie.

- Od tego mają cały sztab ludzi w klubie, aby się tym zajmował.

- Właśnie! Oni dają pieniądze, a dyrektor sportowy poleca trenera. Wiadomo można się raz czy dwa pomylić, ale nie więcej. W Schalke trenerem był Fred Rutten, a sprowadził go Andreas Moeller. Jak nie było wyników, polecieli obaj. Moeller zawiódł prezesów, naraził spółkę na straty, bo polecił złego trenera. U nas dyrektorzy pracują w klubach po dziesięć lat, zatrudnią 20 trenerów, ale odpowiedzialności nie ponoszą.

- Czyli Zachód nam uciekł, bo tam takie działania są normą.

- Czy ja wiem? Chodzi po prostu o podział kompetencji i przyjmowanie odpowiedzialności za swoje czyny. Każdy musi wiedzieć, za co jest rozliczany. Trener za wyniki, dyrektor sportowy za trenera, a obaj za transfery. Prezes daje pieniądze, więc wymaga. Widzi bardzo dobrze, co się dzieje, przedstawia swoje plany, daje czas, pieniądze, ale także rozlicza pracowników za to, co mieli zrobić. Ale możemy na razie sobie o tym tylko pogadać…

Rozmawiał Bartosz Buks

Źródło: www.futbolnet.pl.

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria