czytaj dalej

Newsy » Wywiady

20-09-2011

"Zabrakło czasu" Spowiedź Michniewicza cz. II

Ważne by trener swoim zawodnikom ufał i wspierał ich, gdy tego potrzebują. Wiedzą coś o tym Darvydas Sernas i Piotr Grzelczak. Oddajemy w wasze ręce drugą część obszernego wywiadu z byłym trenerem Widzewa.
Ważniejsze przed każdym kolejnym meczem jest dla Pana odpowiednie rozpracowanie rywala i ustawienie się pod niego czy skupianie się raczej na własnych atutach? A może kluczowa jest odpowiednia motywacja?
Na pewno istotne były wszystkie te elementy. Zawsze rozkładaliśmy to na cztery elementy. Możemy przygotowanie meczowe przyrównać do stołu, przy którym siedzimy, a który stoi na czterech nogach. U nas tymi nogami były: przygotowanie fizyczne, taktyczne, techniczne i mentalne. Nad tym zawsze pracowaliśmy, bo jak jedna noga była krótsza to zwykle pojawiał się problem. Dbaliśmy o to, żeby być dobrze przygotowanymi fizycznie i myślę, że Widzew wiosną był jednym z najlepiej przygotowanych fizycznie zespołów. Udało nam się odtłuścić cały zespół. Wprowadziliśmy jasne reguły co do tego ile zawodnik ma mieć tkanki tłuszczowej i wszyscy widzewiacy naprawdę wyglądali jak piłkarze zawodowi. Każdy nam tego zazdrościł. Tym właśnie elementem brylowaliśmy nad innymi. Byliśmy dynamicznym zespołem. Od strony psychicznej też nie było najgorzej, chociaż niektórzy powiedzą, że nie wytrzymaliśmy ciśnienia w meczu z Legią. Nie do końca się z tym zgodzę bo tam zdecydował jeden błąd. Gdyby Oziębała strzelił bramkę w sytuacji kiedy został faulowany, to byłoby 1:1 i każdy by ten rezultat inaczej odbierał. Wtedy akurat zaczęły się też nasze poważne problemy kadrowe. Wypadł Ben, nie mieliśmy Dudu. Nie grał Brazylijczyk to nie było dośrodkowań. Dzisiaj mam to samo w Jagiellonii. Nie mamy zawodnika z lewą nogą, który dośrodkuje na punkt. Gdy w składzie Widzewa był Dudu to te dośrodkowania były idealne. Cały czas tak jest, prawda? Widzew może na tym bazować jeszcze przez kilka lat, dopóki Dudu będzie grał. Bardzo ważny jest sam pomysł na stałe fragmenty gry. Cały czas obserwuję jak Widzew atakuje, jak broni. Wiem, że kiedyś to ćwiczyliśmy. Oczywiście Radek (Mroczkowski, obecny szkoleniowiec Widzewa - przyp. red.) coś swojego dodał do tego wszystkiego, ale w tych krytycznych momentach zawodnicy wiedzą, że mogą skorzystać z tego swojego doświadczenia. Jeśli chodzi o psychikę to w Widzewie dużo zmieniło się pod tym względem od momentu naszego przyjścia. Piłkarze zaczęli wierzyć w siebie. Przestrzegałem ich przed butą. Nie lubię zawodników, którzy więcej mówią o sobie niż o drużynie. W Widzewie tak nie było i dzięki temu wygrywaliśmy wiele spotkań. Ale - ważna rzecz - nie pozwalałem zawodnikom cieszyć się w tych kółeczkach na środku bo uważałem, że należy się szacunek dla przeciwnika. Ważne było, żeby pozostać skromnym, jak w przypadku chociażby zawodników sumo gdzie do końca nie wiadomo kto wygra. Uczyłem zawodników Widzewa szacunku do rywala. Fajnie to wszystko wychodziło. Nikt nie mógł powiedzieć, że któryś z piłkarzy Widzewa to jakiś oszołom, bo coś głupiego palnął do prasy. I to nie dlatego, że agencja PR-owska wszystko ukrócała. Były przecież wywiady na żywo i każdy wypowiadał się z szacunkiem dla rywala. To właśnie było dla mnie ważne, żeby nie tylko wygrywać, ale właśnie mieć ten elementarny szacunek dla przeciwnika, dla naszych kibiców czy dla fanów rywali. I to bardzo fajnie wyglądało.
I nie było z tym problemu? Wszyscy to zaakceptowali?
Nie. Nie było problemu. Nie dość, że wszyscy te zasady zaakceptowali, to jeszcze wszystkim się one podobały. I nawet później jak oglądaliśmy inne drużyny, które się zachowywały tak czy inaczej lub zawodnicy opowiadali różne rzeczy, to widziałem, że moich piłkarzy to raziło, i wręcz kłuło w oczy. Fajną grupę trafiliśmy. Na pewno wiele sobie obiecywałem po tym następnym sezonie. Myśleliśmy o tym, żeby doskonalić atak pozycyjny, szlifować kontratak, szybciej rozgrywać piłkę od linii obrony. Jednak tak jak mówię, miałem satysfakcję, bo różnie ludzie odchodzą, a my mogliśmy odejść z podniesioną głową, ale i z żalem, że tak szybko się to wszystko skończyło.
Jak udało się Panu zaczarować Piotra Grzelczaka? Chłopak po słabej jesieni zanotował rundę życia i bramki strzelał jak na zawołanie. Teraz gdy Pana w Widzewie już nie ma problemy by prosto kopnąć futbolówkę.
Początek naszej współpracy nie był miły dla Piotrka. Nie znałem go jeszcze dobrze i wystawiłem na lewej pomocy w meczu z Górnikiem. Okazało się, że to nie jest jego pozycja. Zdecydowałem się na zmianę już w trzydziestej minucie bo widziałem, że tam właśnie jest największe zagrożenie dla nas. Później ciężko pracował. Zagrał w pierwszym meczu z Lechem, ale widziałem na treningach, że lepiej i swobodniej prezentuje się Dzalamidze, dlatego to on wystąpił z Koroną. I ten wariant zaskoczył więc Piotrek musiał jeszcze mocniej walczyć o swoje miejsce. Nieszczęście Sernasa czyli fakt, że przestał strzelać bramki spowodowało, że Grzelczak dostał kolejną szansę, na którą jednak cały czas mocno pracował. Chociaż nawet grając w rezerwach bramek nie strzelał. Kluczowym momentem był wyjazd do Białegostoku. Drugi zespół wtedy tydzień przed meczem z Jagiellonią przegrał swój mecz bodajże 4:1 i w pierwszym odruchu chciałem od spotkania w Białymstoku odsunąć wszystkich zawodników z pierwszej drużyny, którzy grali w tamtym spotkaniu. Byli wśród nich właśnie Grzelczak, Grzelak, Kaniecki i jeszcze paru innych zawodników. Rozmawiałem z nimi i poinformowałem, że chcę podjąć taką właśnie niemiłą dla nich decyzję, dając do zrozumienia, że drugi zespół też jest ważny, że nie można odpuszczać takich spotkań. Jednak w połowie tygodnia Grzelczak, w jednej z rozmów, ujął mnie tym, że zarzekał się, jak to bardzo w tym meczu rezerw się starał. Powiedziałem mu: „Piotrek, mam płytkę z tego meczu, ale nie chciałem tego oglądać. 4:1, drugi zespół, nie chcę tracić na to czasu." Ale obejrzałem w końcu tę płytę i rzeczywiście okazało się, że on akurat dawał z siebie wszystko. Nie miał szczęścia przy tych bramkach. I postanowiłem dać mu jednak szansę w Białymstoku. On jeszcze wtedy chyba maturę zdawał w piątek przed wyjazdem. To jest zawodnik, który musi czuć wsparcie trenera. Jest bardzo wrażliwy. Wiadomo, że jest to chłopak, który trochę w życiu przeszedł. Nie zawsze było różowo. On jest osobą raczej zamkniętą. Nie jest kimś kto będzie opowiadał za dużo o sobie. Ciężko pracuje, ale też potrzebuje wsparcia ze strony pomocników. Ktoś musi mu tę pozycję wypracować. Nie zawsze zdobywa się taką bramkę jak w Białymstoku. Być może teraz brakuje mu takiego podania od Panki czy jakiegoś dośrodkowania. W tych meczach gdzie bramki strzelał, zawsze ktoś go tym podaniem obsłużył, ale on swoje będzie strzelał. Oby do dziewiątej kolejki (śmiech).
Skąd konsekwencja w wystawianiu do pierwszego składu Litwinów Panki i Sernasa, mimo zdecydowanie słabszej dyspozycji, kiepskich meczów i fali krytyki? Obaj mieli aż takie znaczenie dla drużyny? Decydował brak alternatywy, wiara w ich umiejętności czy jednak bardzo dobra postawa na treningach?
Jeśli chodzi o Pankę to bardzo wierzyłem w tego chłopaka. On nie zagrał tak jak grać potrafił. Nie miał wielu dobrych meczów. Zaliczył ważną asystę na Polonii, ale miał też kilka fajnych podań, choćby w meczu z Ruchem Chorzów, gdzie zagrał do Sernasa, który nie strzelił sam na sam. Wtedy szybko rozegrał rzut wolny. Ten element też właśnie ćwiczyliśmy. Jak tylko piłka stoi to gramy szybko i w ten sposób również parę sytuacji stworzyliśmy. Ja Pankę bardzo ceniłem za inteligencję w grze. On cały czas grał z głową otwartą. To nie był chłopak, który napinał mięśnie tylko cały czas wytężał umysł. Był to dla mnie podstawowy zawodnik. Nawet jak słabiej grał to wiedziałem, że stać go, żeby odebrać w trudnym momencie piłkę i dobrze ją zagrać. Sernasa było mi czysto po ludzku ża,l bo wiem jak blisko były przenosiny do Lecha Poznań. Za chwilę pojawił się Blackpool. Uważam ,że to ciśnienie było dla niego troszeczkę za duże. On nie do końca mógł pogodzić się z tym, że musi walczyć z Widzewem o utrzymanie, a mógł grać w Lidze Europejskiej czy Premiership. I do końca sobie z tym nie poradził. Ale ja go wspierałem w każdym momencie. Gdybym ja go jeszcze krytykował w momencie kiedy krytykowali go wszyscy kibice, dziennikarze czy eksperci to całkowicie by się załamał. W takim momencie zawsze będę pomagał. Tu nie chodzi o to, żeby pokazać, że to ja jestem ważniejszy, ale żeby dać zawodnikowi wsparcie, żeby pokazać, że na mnie może liczyć w trudnej chwili. Ja mu to wsparcie dawałem. Jak go sadzałem na ławkę to też najpierw z nim porozmawiałem, tłumaczyłem dlaczego tak musi być. Miałem słabość do Sernasa i do Panki, ale nie dlatego, że lubiłem ich jako ludzi. Widziałem w nich olbrzymi potencjał. Wiedziałem, że muszę dać im szansę wyjść na tę scenę, żeby mogli się pokazać. Schowanych w garderobie nikt ich nie zobaczy.
Czyli widział Pan, że Sernas po tych nieudanych zawirowaniach transferowych sportowo obniżył loty?
Właśnie nie. Imponowało mi, że w momencie gdy transfer do Lecha, nie doszedł do skutku, mimo że wydawał się już być przesądzony, pojechaliśmy na badania do Spały, a on się maksymalnie zaangażował i osiągnął świetne wyniki. I nawet chwaliłem go za to motywując, że z takim podejściem szybko coś lepszego może mu się trafić. Dopiero później ta koncentracja z jego strony była już trochę mniejsza. Na każdym treningu się jednak starał. Jak pytali mnie ludzie dlaczego on ciągle gra to odpowiadałem, że bardzo ciężko pracował na treningu. Widziałem, że mu bardzo zależało. Gdyby tylko mówił, że ma pecha, że nie strzela bramek, to by nie grał. Ale on bardzo chciał. I w drużynie każdy to wiedział. Dlatego nikt - myślę, że nawet Piotrek Grzelczak - nie miał pretensji, że gra akurat Sernas.
Który mecz prowadzonego przez Pana Widzewa był najlepszy, a który najsłabszy? Czy któreś spotkanie zapadło Panu szczególnie w pamięci?
Choć wynik tego nie potwierdza to zagraliśmy bardzo dobre spotkanie z Lechem. To był mecz, którego absolutnie nie powinniśmy przegrać. Zagraliśmy dobry mecz ze Śląskiem Wrocław, choć przeczy temu końcówka. Popełniliśmy proste błędy i straciliśmy bramki. Zaliczyliśmy dobre spotkania z Cracovią i Polonią. Chyba jednak najlepsze było to okazałe zwycięstwo z Jagiellonią, bo jeśli jedzie się do wicelidera, do przerwy prowadzi się już 3:0 i można strzelić kolejne bramki, to musi to robić wrażenie. Najsłabsze było spotkanie z Górnikiem, gdy pojawiła się nagle szansa na puchary i nie wytrzymały tego ciśnienia nasze umysły. Popełniliśmy wiele prostych błędów i przegraliśmy. Ten wynik bardzo mnie bolał przez długi czas. Jednak to tabela pokazywała prawdę, że Widzew był jednym z najlepszych zespołów na wiosnę. To, że szliśmy we właściwym kierunku dawało olbrzymią satysfakcję mi, zawodnikom i prezesom.
Rozmawiał 1 września w Ostródzie Marcin Olczyk
Jeśli chcecie poznań opinię szkoleniowca o strajku piłkarzy i interesuje was czemu w drużynie Michniewicza nie mógł zaistnieć Bruno, zapraszamy na nasze łamy już jutro.
 

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria