czytaj dalej

Newsy » Wywiady

20-09-2011

"Zabrakło czasu" Spowiedź Michniewicza cz. III

Czesław Michniewicz w dalszej części rozmowy z Marcinem Olczykiem wspomina m.in. strajk piłkarzy po meczu z Legią i zdradza czemu Ugo Ukah i Bruno Pinheiro nie mieli większych szans by zaistnieć w jego Widzewie.
Jak układała się Pana współpraca z trenerem Mroczkowskim? Jakie miało dla Pana znaczenie młodzieżowe zaplecze Widzewa? Ci zawodnicy mieli szansę z miejsca stać się uzupełnieniem pierwszego składu czy raczej stanowili dla Pana melodie przyszłości?
Z Radkiem współpraca układała się dobrze. Wiele elementów, które my ćwiczyliśmy na treningach on powielał po wspólnych dyskusjach u siebie w Młodej Ekstraklasie, chociażby stałe fragmenty gry i dużo innych rozwiązań. Stosuje to również teraz, co pokazuje mądrość trenera, który nie upiera się by za wszelką cenę burzyć i budować coś nowego. Dowodem na to, że pracowało nam się razem dobrze może być chociażby fakt, że Mroziński zaistniał w Ekstraklasie i teraz dalej ma szansę być i występować w pierwszej drużynie. To właśnie po części efekt dobrej współpracy z Radkiem. Pojechałem na sparing drużyny Młodej Ekstraklasy zimą, bodaj z Wisłą Płock i po tym meczu wziąłem Mrozińskiego, Zwolińskiego i Ceglarza na obóz do Portugalii. Tam już po pierwszym sparingu powiedziałem do współpracowników i prezesa Cacka, który był tam chwilę z nami, że Mroziński nie tylko ma szansę dołączyć do pierwszej drużyny, ale że nie długo może zagrać podstawowym składzie. Odwlekałem ten debiut troszkę w czasie. W meczu z Koroną szykowałem go na prawą obronę bo wypadł nam kontuzjowany Ben Radhia, ale zadzwoniłem do Michała Globisza, który powiedział mi, że on może sobie na tej pozycji nie poradzić. Nie chciałem chłopaka spalić. Poczekał na swoją szansę. Dostał ją w Białymstoku, ale pech chciał, że złapał kontuzję. Uważam, że nie było żadnej dzikiej rywalizacji między mną a Radkiem Mroczkowskim. On szanował to, że ja jestem pierwszym trenerem. Ja szanowałem jego pracę i dzięki temu wielu młodych zawodników, chociażby Zalepa, miało szansę być na ławce i zadebiutować. Pod tym względem w Widzewie działo się bardzo dobrze.
Wspominał Pan, że zawodnicy chcieli się uczyć, ale czy byli oni pojętnymi podwładnymi? Potrafili przełożyć Pana wizję gry na praktykę i konkretne zagrania bądź zachowania na boisku?
Bardzo się starali. Wiedziałem dlaczego jakieś zagranie nie wychodziło gdy ktoś popełnił techniczny błąd. Ważne jednak, że widziałem zamysł. Dla trenera to duża satysfakcja. Później już było nawet tak, że gdy wspólnie oglądaliśmy mecze różnych zespołów, to oni zaczynali myśleć podobnie jak ja, a to był mój cel numer jeden. Zawodnicy muszą myśleć taktycznie tak jak ja. Mają prawo szukać innych rozwiązań, ale podstawowe rzeczy muszą robić tak jak ja chcę. Jak oglądaliśmy grę innych to byli już w stanie dostrzegać głębię tego wszystkiego. Była między nami silna więź i było zrozumienie. Przypomina mi się praca w Lubinie, gdzie zdobywaliśmy mistrzostwo, ale aż takiej więzi nie było. Natomiast wcześniej w Lechu i ostatnio w Widzewie było coś więcej.
Czyli jednak ważna była dla Pana i dla zawodników ta wartość dodana? Nie liczył się tylko praca i zawód?
Nie. Naprawdę czysto ludzko fajnie się dobraliśmy.
Chyba wyraźnie było to widać w momencie strajku piłkarzy, kiedy pan publicznie ich poparł?
Nie było łatwo wtedy w tamtym momencie. Piłkarze żyją często z szerokim gestem, niektórzy ponad stan. Mają kredyty na samochód czy dom, chcą się pokazać. W Widzewie też było kilku takich, których te banki gdzieś jednak wzywały i oni nie do końca mogli się koncentrować na pracy. Ktoś powie, że dużo zarabiają. Jasne, ale też dużo wydają. I dla mnie jako ich trenera brak pensji był problemem. Jednak podchodziłem do tego spokojnie bo jako młody trener w Lechu też przeżywałem takie historie, także jak ktoś w Widzewie mówił, że nie ma pensji miesiąc czy dwa to mówiłem, że i tak nie jest źle.
Czy ten strajk mógł być momentem przełomowym w relacjach Michniewicz - zawodnicy?
Jako szef ludzi, z którymi na co dzień pracowałem nie mogłem udawać, że wszystko jest ok. Niczego nie chciałem sugerować. Przyznałem otwarcie, że zaległości są. Poparłem piłkarzy walczących o swoje, ale kolejnego dnia mieliśmy już normalnie trenować. Zasygnalizowaliśmy problem, bo ta sytuacja nie mogła trwać wiecznie. Później piłkarze musieli podpisywać jakieś samobiczujące oświadczenia stwierdzające, że to ich wina i dostali jeszcze po dziesięć tysięcy kary w zawieszeniu. Każdy chciał z tego wyjść z twarzą. Cała ta akcja generalnie nie była zła, bo trzeba było na ten problem zwrócić uwagę. Niektórzy dziwili się, że po takim meczu jak z Legią piłkarze mają czelność protestować, ale to chyba nawet lepiej, że tak się złożyło. Gdyby wygrali w Warszawie i zastrajkowali to ludzie mieliby ich za wariatów, którzy przypadkowo ograli Legię i już domagają się kasy. Oni jednak podjęli straszne ryzyko, założyli sobie pętlę na szyję, bo po przegranej z Legią czekał już wyjazd do Białegostoku. A tam jednak potrafili rozbić Jagiellonię. Tak właśnie rodził się zespół.
Który z łodzian zanotował największy postęp pod Pana okiem? Czy u któregoś z zawodników w tym czasie zauważył Pan drastyczny spadek formy?
Myślę, że każdy stał się lepszym piłkarzem, ale i lepszym człowiekiem. Ja im na początku powiedziałem o moich podstawowych zasadach, słynnych takich trzynastu krokach do celu. Powiedziałem im na co zwracam uwagę, a oni się do tego dostosowali. Sebastiana Madery nie było przed moim przyjściem w polskiej piłce. Dzisiaj wszyscy go znają, podobnie jak Piotrka Mrozińskiego z tych młodych chłopaków, którzy grali. Trudno mówić o odkrywaniu zawodników takich jak Krzysztof Ostrowski. On jak i inni zdążyli już wcześniej zaistnieć. Na pewno rozwinął się Łukasz Broź, który grał swobodnie jako defensywny pomocnik. Mówiłem mu przychodząc do Widzewa, że kiedyś będzie grał w reprezentacji Polski. Szkoda, że właśnie teraz wykluczyła go kontuzja. Myślę, że każdy z tych piłkarzy się rozwinął. Ja miałem największą satysfakcję z takich właśnie samorodków, których udało się uratować dla polskiej piłki i dla Widzewa jak chociażby Maderka i paru innych chłopaków. Nawet Adrian Budka, który już ma swoje lata, ciągle się rozwijał. Świetnie grał jako pomocnik, ale też doskonale poradził sobie jako obrońca. Teraz też występuje jako boczny defensor. Wszyscy zastanawiali się dlaczego nie przesunę Ugo Ukaha czy kogoś innego zawodnika na prawą obronę. Ja uważałem, że lepiej będzie jeśli Adrian będzie grał, bo ma więcej do zaoferowania. Oczywiście tacy zawodnicy jak Ugo czy Bruno mogli czuć się zawiedzeni, że postawiłem na innych. Dzisiaj trener Mroczkowski też decyduje się na takich, a nie innych piłkarzy i każdy gracz w zawodowym futbolu musi to akceptować. Ja bardzo szanowałem umiejętności Bruno, tak jak charakter Ugo, który zawsze chciał wygrywać za wszelką cenę. Uważałem jednak, że w tamtym czasie bardziej przydatny będzie Wojtek Szymanek, który lepiej rozumiał się z Maderą. Dzięki temu bardzo dużo zyskał Sebastian. Bardzo podobała mi się jedna rzecz. Jarek Bieniuk, który jest moim kolegą od lat, zaakceptował to, że nie gra, chociaż nie było to dla niego miłe. Jednak cały czas mocno trenował i dzięki jego solidnej grze w końcówce sezonu i my dobrze graliśmy. Fajnie kiedy ten dwunasty, trzynasty czy piętnasty zawodnik czuje się potrzebny. Udało nam się to w Widzewie, a nie w każdym klubie to wychodzi. Nie przypominam sobie z kolei, żeby któryś widzewiak mnie zawiódł. Ktoś może wypomnieć wybryk Ugo. Normalną rzeczą jest, że piłkarze idą po meczu napić się piwa. Pozostaje kwestia tego jak kto się zachowa później czy następnego dnia. Ja nie traktowałem Ukaha jak złego człowieka przez to, że zatrzymała go policja. Nie grał dlatego, że grał Wojtek Szymanek. Dzisiaj gra, co mnie cieszy, bo to fajny chłopak, który zżył się z Łodzią. Ja powiedziałem mu szczerze, że jeśli zostanę w klubie to widzę przed nim innych zawodników więc jeśli chce grać w reprezentacji to musi odejść do innej drużyny. Bruno też powiedziałem, że na tamtą chwilę wyżej ceniłem Mrozińskiego, i to nie dlatego, że był lepszym piłkarzem, ale był bardziej perspektywiczny. Piotrek jest młody, może grać w reprezentacji Polski. Ja to widzę. Bruno może i jest lepszym piłkarzem, ale pogra rok, dwa i wyjedzie. Niektórzy mi to oczywiście wypominają i mają za złe, ale w każdym klubie gdzie jestem staram się promować Polaków. Podobnie robią chociażby Niemcy. Goetze też by teraz nie grał bo byli lepsi piłkarze kiedy on zaczynał, podobnie Mertesacker, Podolski, Schweinsteiger i wielu innych. Jednak Niemcy dbali o swoje talenty i uważam, że polscy trenerzy też powinni. Dlatego ja się bardzo cieszyłem, że kilku młodych dostało szansę i potrafiło ją wykorzystać.
Czy któryś z występujących w Widzewie Polaków Pana zdaniem prezentuje poziom reprezentacyjny lub ma predyspozycje by w niedługim czasie do poziomu tego doskoczyć? Czy według Pana jest szansa, żeby któryś z widzewiaków zaistniał już podczas EURO 2012?
Problemem Sebastiana - do którego mój stosunek jest bardzo emocjonalny, bo wiem co przeszedł, widziałem jak fajnie pracował i pamiętam jak się zachowywał jak ja już odszedłem - jest brak występów w europejskich pucharach. Gdyby on grał w Lechu, Wiśle czy Legii i miał na koncie tych kilka meczów to Smuda mógłby się przekonać na własne oczy, że on na tle zagranicznych zespołów dobrze się prezentuje. Dzisiaj selekcjoner - i trudno mieć do niego o to pretensje - nie ma pewności czy Sebastian się sprawdzi. Nie ma na to czasu. Dlatego teraz do reprezentacji pewnie nie wskoczy, ale po EURO tego doświadczenia ligowego będzie miał już tyle, że nikt nie będzie bał się dać mu szansy, chociażby w meczach eliminacyjnych. Na dzień dzisiejszy jest to problem dla każdego - młodszego czy starszego - piłkarza Widzewa. Aktualnie Smuda szuka zawodników doświadczonych, ogranych w Bundeslidze czy Ligue One.
Czy któryś z zawodników Widzewa miałby szansę z miejsca wskoczyć do pierwszej jedenastki Pana Jagielloni?
Nie chciałbym umniejszać rangi ani możliwości moich zawodników. Na pewno jest wielu piłkarzy Widzewa, z którymi chętnie bym pracował w innym klubie. Daleki jestem od tego, żeby przeszczepiać czterech czy pięciu widzewiaków do jakiegokolwiek mojego zespołu. Takie zabiegi zwykle tworzą złą atmosferę. Wtedy ci, którzy już są w drużynie traktują takie transfery jako ściąganie pewniaków do gry. Miłe jest, że zawodnicy mówią, że popracowaliby jeszcze z trenerem, ale ciągnięcie za sobą piłkarzy do innej drużyny jest wieszaniem pętli na własnej szyi. Wkomponowanie jednego, góra dwóch zawodników może się jeszcze udać, ale trzech, czterech? To byłby problem, a ja z Widzewa chętnie wziąłbym ze sobą wielu piłkarzy, z resztą najchętniej pracowałbym z nimi dalej w Łodzi.
Rozmawiał 1 września w Ostródzie Marcin Olczyk

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria