czytaj dalej

Newsy » W mediach

21-02-2010

Postrzeganie trenerów

Wydarzenia poprzedniego tygodnia, a także ta kolejka ligowa pokazują, jak dziwne i niepodparte faktami bywa postrzeganie trenerów. W zasadzie opiera się głównie na utartych kiedyś opiniach. Henryk Kasperczak przeczytał o sobie pewnie ze sto tekstów i w każdym padły słowa „Górnik Zabrze”. A przecież kariera tego szkoleniowca to nie tylko Górnik i nie głównie Górnik. Czego mi w polskich mediach brakuje, to wyważenia – to zrobił źle, ale to zrobił dobrze. Wrzucamy wszystkie porażki, ale i wszystkie zwycięstwa na jedną wagę, a potem sprawdzamy, czego było więcej. Nie ma trenera, który notuje same zwycięstwa, tak jak nie ma piłkarza, który rozgrywa tylko dobre mecze.

W innych ligach jest pod tym względem trochę inaczej – czy Benitez ma dobry sezon z Liverpoolem? Nie, fatalny. Ale mimo to właśnie Beniteza chce zatrudnić Real Madryt. Dlaczego? Dlatego, że Liverpoolowi kiepsko idzie w Premiership? Nie, dlatego, że Benitez pokazał w swojej karierze, że jest wybitnym fachowcem. Czy Ramos przechodząc z Sewilli do Tottenhamu stał się gorszym szkoleniowcem? Nagle oduczył się wszystkiego, co potrafił? Nie, był dokładnie taki sam. Czy Aragones zdobywając mistrzostwo z Hiszpanią znał się na fachu lepiej, niż kiedy nie poszło mu w Fenerbahce? Przykładów są dziesiątki. Guus Hiddink przegrał walkę o mistrzostwa świata z krajem, który ma pięć razy mniej mieszkańców niż Moskwa. Ale nadal jest geniuszem w swoim fachu. Jestem dziwnie przekonany, że w Polsce szybko by go sprowadzono na ziemię.

Kasperczak też ma bardzo bogate CV, ale u nas nikt nie chce o tym pamiętać. Hasło na dziś – nie nadaje się. Przyjęło się na przykład, że praca Kasperczaka w Zabrzu to tragedia, a praca Franciszka Smudy w Lechu to wielki sukces. I będzie to powtarzane przez dziesięć lat, bez względu na argumenty. Tymczasem sucha matematyka pokazuje, że Górnik na wiosnę zdobywał średnio 1,30 punktu na mecz, a Lech 1,75. Oczywiście, różnica na korzyść Smudy, ale czy aż taka wielka? Aż taka, żeby tych szkoleniowców za poprzedni sezon oceniać tak skrajnie inaczej? Jeden przecież walczył o utrzymanie, drugi o mistrzostwo. Nie chcę w tym momencie udawać, że dla Kasperczaka spadek z Górnikiem nie był klęską, bo był, ale pragnę trochę stonować nastroje. Gdyby Paweł Strąk w ostatniej sekundzie meczu z Lechem nie wbił samobója, to wiosną Górnik miałby 19 punktów, a Lech 21. Mało tego – gdyby nie ten samobój, to Górnik utrzymałby się w lidze. A teraz cała praca szkoleniowca postrzega jest przez pryzmat jednego, przypadkowego kopnięcia piłki przez Strąka. Napiszę tak – każdy zespół ma określony potencjał. Żaden trener prowadzący Legię, Wisłę czy Lecha nie spadnie z ligi, ale każdy z tych trenerów może spaść, jeśli obejmie Piasta, Odrę czy właśnie Górnika z poprzedniego sezonu. Czasami zdecydują niuanse, szczęście, jedno kopnięcie, jeden strzał w słupek zamiast obok.

Moda. Wszystkim rządzi moda. Jak trener jest modny – tak jak na przykład Franciszek Smuda (chociaż to nie jego wina, nie jest moim celem atakować go – tę modę kreują media) – to dostrzega się tylko zalety. Tylko. U innych, jeśli taka jest akurat moda – tylko wady. Maciej Skorża jest teraz tym, który sprawił, że Wisła nie ma stylu. Ale przypomnę, że Wisła w całej swojej historii dwanaście razy była mistrzem Polski (a nie czterdzieści sześć), z czego dwa mistrzostwa należą właśnie do niego. Wypada też się zastanowić – czy miał optymalne warunki do pracy? Czy mógł budować drużynę dokładnie tak, jak chciał, czy też odbijał się od ściany?

Ta moda decyduje, dziennikarze tę modę kreują. Niektórzy z nich pytają się mnie ostatnio, czy to dobrze, że nastąpił powrót do doświadczonych szkoleniowców (Białas, Kasperczak), a w odstawkę idą młodsi (Urban, Skorża). Ale skąd w ogóle ten podział na starszych i młodszych? Mówię dziennikarzowi: - Chodził pan kiedyś w szerokich spodniach? Tak. A w wąskich? Tak. Bo moda się zmienia. Ale tak naprawdę, jaka była różnica – chodzi o to, żeby gdzieś dojść, nie zmarznąć i żeby wstydu nie było. W 2007 roku walczyłem o mistrzostwo Polski z Orestem Lenczykiem, czyli młody walczył ze starszym. Wygrał młodszy, mogło być odwrotnie – nieważne. Po kilku miesiącach już byliśmy źli - pracę straciłem i ja, i on.

Oczywiście, to wszystko tyczy się także mnie. Czytałem ostatnio wywiad z Dariuszem Pasieką i dziennikarz zadawał mu takie pytania, jakby Darek (którego pracę szanuję) za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienił Arkę i zmierzał z nią po mistrzostwo. Przed jego przyjściem było fatalnie, teraz jest wspaniale. Kiedy odchodziłem z gdyńskiego klubu – nie ma co ukrywać, w niesławie – to Arka miała 25 punktów po 23 kolejkach. Teraz ma 21 punktów po 21 kolejkach. Musi zdobyć cztery punkty w najbliższych dwóch meczach, żeby w ogóle do tej beznadziei z poprzedniego sezonu dorównać. Czy piszę to, żeby zrobić Darkowi przykrość? Nie. Piszę to po to, żeby dziennikarze przestali powtarzać jeden po drugim zasłyszane opinie.

Moda się oczywiście zmienia. Kiedy odchodziłem z Zagłębia Lubin, krytykował mnie w prasie Maciej Iwański. Wtedy dziennikarze bardzo chętnie cytowali wypowiedzi tego piłkarza. Bili mu brawo. Piłkarz ma zawsze rację? Jestem ciekaw, czy dzisiaj – po blisko trzech latach, po serii następnych wypowiedzi Iwańskiego – ci dziennikarze podpisaliby się pod swoimi dawnymi tekstami? Drugi zarzut dotyczył tego, że Łobodziński wylądował na ławce rezerwowych. Czy to zarzut ciągle aktualny?

Mam prośbę do przedstawicieli mediów – nie zmieniajcie zdania zależnie od tego, jak wiatr powieje. Napisanie artykułu zajmuje pewnie godzinę. Dodajcie jeszcze z pięć minut i po prostu nad wszystkim się spokojnie zastanówcie. Świat nie jest czarno-biały.

 

Źródło: weszlo.com.

« powrót

 

Cytat Tygodnia

‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"

Czeslaw Michniewicz on Facebook
Galeria