Newsy » W mediach
22-12-2011
Tylko Piłka - Michniewicz nie ma się czego wstydzić
Włodarze Jagiellonii Białystok w czwartkowe popołudnie podziękowali Czesławowi Michniewiczowi za współpracę. Na pewno nie takiego prezentu gwiazdkowego spodziewał się szkoleniowiec, który pół roku temu podjął się zadania ratowania rozbitej Jagi.
Czesław Michniewicz pracę w Białymstoku rozpoczął w bardzo trudnym momencie. Umowę podpisał 22 lipca 2011 roku, czyli dwa tygodnie po tym jak drużyna z Podlasia została w kompromitujący sposób wyeliminowana przez kazachski Irtysz Pawłodar z rozgrywek Ligi Europejskiej. W międzyczasie białostocczanie zostali jeszcze dotkliwie pobici przez Ruch Chorzów (0:4) w meczu kontrolnym kilkanaście dni przed rozpoczęciem sezonu. W takich właśnie okolicznościach mając niespełna dziesięć dni do pierwszego meczu ligowego trenerem Jagiellonii został Michniewicz.
Nie dość, że drużyna była załamana psychicznie, to w najbliższym czasie została jeszcze osłabiona kadrowo i to na bardzo newralgicznej pozycji. 13 sierpnia do belgijskiego Genk odszedł znajdujący się w kręgu zainteresowań sztabu reprezentacji Polski Grzegorz Sandomierski. Najstarszym jego następcą był 21-letni Krzysztof Baran. Michniewicz nie mógł też liczyć na nadmiar bogactwa w ataku. Poza Tomaszem Frankowskim nie było w Jadze zawodnika, który regularnie mógłby zdobywać bramki.
Całe nieszczęście dobrze spisującej się w poprzednich dwóch sezonach Jagiellonii zaczęło się u progu 2011 roku. 9 stycznia Kamil Grosicki ruszył na podbój Turcji. Skonfliktowany z Michałem Probierzem skrzydłowy w pierwszej części sezonu 2010/2011 zdobył 6 goli i zaliczał kilka asyst, mimo że ówczesny szkoleniowiec często wpuszczał go na murawę dopiero po przerwie. Szybki i przebojowy Grosik idealnie uzupełniał się z lisem pola karnego jakim jest Frankowski. Gdy tego pierwszego zabrakło Jagiellonia pod wodzą uznawanego za cudotwórcę Probierza zaczęła tracić punkty. Na wiosnę w 16 meczach drużyna zdobyła 19 punktów. Minionej jesieni Jagiellonia Michniewicza rozgrywając jeden mecz więcej ugrała 22 punkty więc trudno mówić o obniżeniu lotów. Podejście włodarzy klubu do obu szkoleniowców było jednak diametralnie różne. W klubie długo robiono wszystko by Probierz został. Nie przyjęto nawet jego pierwszej dymisji. Michniewiczowi z kolei nie dano przepracować nawet jednego okresu przygotowawczego. Nazywany polskim Mourinho szkoleniowiec nie miał innego wyjścia jak eksperymentować i poznawać drużynę w meczach ligowych (bo trudno mówić o testowaniu graczy w przerwach reprezentacyjnych kiedy z różnych powodów trener nie mógł korzystać w grach kontrolnych z wielu zawodników pierwszej drużyny).
Michniewicz miał swój plan i zamysł. Rozglądał się na rynku transferowym i szukał piłkarzy, którzy na wiosnę zapełnią luki w drużynie. Brakowało mu przede wszystkim rosłych defensorów, czego najboleśniej przekonał się w Łodzi podczas meczu z Widzewem, który wygrał aż 4:2 głównie za sprawą świetnie wykonywanych stałych fragmentów. Był tak zdesperowany, że pod koniec roku postawił w obronie na 19-letniego Tomasza Porębskiego. Zawodnik nie miał żadnego doświadczenia, ale dysponował świetnymi warunkami fizycznymi. Za zaufanie odpłacił szkoleniowcowi chociażby bardzo dobrą grą w meczu z Legią Warszawa. Michniewicz sprowadził do Białegostoku Grzegorza Rasiaka, któremu Jaga zawdzięcza ostatnie w 2011 roku zwycięstwo ligowe. Szkoleniowiec zabiegał też o pozyskanie Niki Dzalamidze. Dziś w Gruzin jest już związany z klubem czteroletnią umową. Pytanie tylko kto poradzi sobie z jego krnąbrnym charakterem i budzącym wiele zastrzeżeń podejściem do treningów? Nie dał mu rady ceniony fachowiec od szkolenia młodzieży, trenujący Widzew Radosław Mroczkowski. Włodarze klubu mocno zaryzykowali ściągając do siebie gracza, który choć utalentowany, może sprawiać problemy wychowawcze, pozbywając się jednocześnie szkoleniowca, który Dzalamidze nie tylko zna, ale i potrafi się z nim dogadać.
Zachowanie władz Jagiellonii wydaje się być mało racjonalne pod wieloma względami. Michniewicz nie dostał ani czasu, ani środków by się wykazać. Do dyspozycji miał drużynę w rozsypce, bez gwiazd, z coraz starszym Tomaszem Frankowskim, który długo sam ciągną grę. Dotychczas prezes Kulesza i jego współpracownicy sprawiali wrażenie konsekwentnych i rozsądnych. Nagle zdecydowali się na ruch, który temu przeczy, szczególnie, że zaczęli już realizować transferowe zamysły Michniewicza. Trudno powiedzieć co nimi kierowało. Może wiedzą coś więcej na temat atmosfery w drużynie, może mieli z trenerem rozbieżne wizje tworzenia zespołu. Pewnym jest jednak, że cała Jagiellonia straciła pół roku. Michniewicz miał już za sobą przegląd kadr (i to w meczach o stawkę). Jego następca zacznie wszystko od początku. Były już szkoleniowiec Jagiellonii pokazał zwłaszcza w Widzewie, że potrzebuje czasu by zbudować drużynę. W Łodzi miał na to całą zimę i efekty na wiosnę przeszły najśmielsze oczekiwania. W Jagiellonii został poniekąd wykorzystany, gdyż zagwarantował drużynie w miarę spokojną zimę i nie dostał szansy na pokazanie prawdziwego kunsztu swojego warsztatu.
Karuzela trenerska kręci się dalej i takiemu fachowcowi jak Michniewicz na pewno nie pozwoli długo pozostać bezrobotnym. Ciekawe czy w końcu w którymś klubie dane mu będzie pracować dłużej. W Jagiellonii, podobnie jak wcześniej w Widzewie na sukces zabrakło czasu...
Cytat Tygodnia
‘’Porażka jest gorsza od śmierci bo trzeba się po niej obudzić"
Podbeskidzie Bielso Biała